piątek, 24 sierpnia 2012

rozdzial 46

Na nieszczęście mnie trafiła podobna sytuacja co Magdę pod koniec listopada. Poszło o to, że niby zdradzam Jamesa z Łukaszem. Ja niestety nie znałam tych dziewczyn. Ze mną było o tyle gorzej, że trafiłam do szpitala. Policja się tym zajęła, ale sprawczyń nie złapano, a w drugim tygodniu wróciłam już do domu i to była istna masakra. Pokłóciłam się z rodzicami, że przez chłopaków mamy z Magdą same kłopoty. W gazecie pojawił się artykuł, że ja jestem w szpitalu, a jakiś czas temu moja siostra miała rękę w gipsie i dowiedzieli się. Powiedzieli, że mam się rozstać z Jamesem, a ja powiedziałam, że niczego mi nie mogą nakazać, bo mam już prawie 19 lat.
Awantura właśnie tak się zaczęła i ja wkurzona poszłam do swojego pokoju z gipsem na ręku. (tak jak Magda na lewej) Udało mi się zabukować bilet na dzisiejszy wieczór. Spakowałam się i poszłam do Magdy.
- Madzia ja lecę do Jamesa. Nie mów rodzicom.
- Co? Dlaczego? – spytała smutno
- Pokłóciłam się z nimi.
- O to, że pobili Cię o niego, tak?
- Tak. Zakazali mi się z nim spotykać, ale ja się na to nie zgodzę.
- Kochasz go.
- Bardzo kocham. – uśmiechnęłam się lekko
- Ok, leć. Ale wrócisz?
- Zapewne wrócę, ale raczej nie będę tu mieszkać.
- Zabierzesz mnie ze sobą?
- Co? – zdziwiłam się
- Jak Ty chcesz się wyprowadzić to ja z Tobą. Jesteś moją siostrą.
- Chciałabyś? – przytuliła mnie mocno i zrozumiałam, że to potwierdzenie
- Pogadamy jak wrócę po świętach, ok.?
- Dopiero po świętach?
- Nie mogę Cię zabrać ze sobą, bo rodzice wkurzą się już na maksa.
- No dobrze. Rozumiem.
- Jak coś dzwoń do Karoliny, dobrze? Ona będzie w Warszawie i zawsze Ci pomoże. Ewentualnie do Łukasza.
Wyściskałyśmy się i pojechałam na lotnisko, po drodze dzwoniąc do Karoliny i Łukasza prosząc ich, żeby zaglądali do niej. Bałam się zostawić ją samą, ale moje nerwy by nie wytrzymały, gdybym została w tym mieszkaniu dłużej. Nie rozumiem jak mogli zabronić mi spotykać się z Jamesem? Nie mają prawa. Mam 19 lat, a po za tym nie jestem ich prawowitą córką. Poczułam zbierające się łzy pod moimi powiekami, więc zaprzestałam myśleć o tym. Gdy doleciałam do Los Angeles, było tylko trzy godziny później niż wyleciałam. Czyli po 22 byłam w LA. Zamówiłam taksówkę i dojechałam do domu chłopców. Zadzwoniłam i długo nikt nie otwierał, a gdy wyciągałam telefon w celu zadzwonienia do nich, drzwi otworzył mi zaspany Logan.
- Karola? – zdziwił się przecierając oczy
- Nie, mój duch. – uśmiechnęłam się
- Co? – zmierzył mnie wzrokiem – żartuj sobie. – zachichotał i wpuścił mnie, a gdy weszłam pozostała trójka leżała na podłodze z puszkami obok siebie
- Imprezka? – zachichotałam cicho
- Trochę popiliśmy no, ale nie spodziewaliśmy się, że przyjedziesz. – podszedł do Jamesa i obudził go
- James panna do Ciebie. – James spojrzał na mnie, ale mnie nie rozpoznał
- A ja ją znam? – spytał, ale uśmiechnął się zadziornie
- Przecież to Twoja dziewczyna. – zaśmiał się Logi
- Moja dziewczyna to Karolcia i przyjedzie dopiero za tydzień. Ale nie żeby jesteś brzydka, ale wole moją Karolcie. – powiedział i położył się w powrotem
- James, przecież to ja. – zaśmiałam się z Loganem
- Moja Karolcia? – zlustrował mnie wzrokiem
- Tak. – sam sobie odpowiedział z uśmiechem i pociągnął mnie do siebie, a ja się zachwiałam i upadłam na niego
- Ciszej! – krzyknął Kendall i obudził Carlosa
- Co wy się drzecie? – przeciągnął się i spojrzał na mnie
- O siema. – uśmiechnął się
- Do kogo Ty to mówisz? – Kend otworzył oczy i spojrzał na mnie
- Siema Karola. – zamknął oczy, ale po chwili od razu się wyprostował
- Co Ty tu robisz?
- Przyleciałam.
- Sama? – spytał
- Sama, choć z chęcią zabrałabym Magdę.
- Stało się coś? – spytał James
- Pokłóciłam się z rodzicami.
- O co poszło? – spuściłam głowę
- Karola. – podniósł moją głowę na brodę
- O Ciebie. – powiedziałam nie patrząc na niego
- Z jakiego powodu?
- Nie wściekaj się, dobrze?
- Dobrze. – spojrzał na mnie zmartwiony
- Bo pod koniec listopada jakieś laski mnie pobiły i do dziś leżałam w szpitalu.
- Co takiego?! – krzyknęła cała czwórka i zebrała się wokół mnie
- No bo… powiedziały, że Cię zdradzam z Łukaszem i mnie sprały. Wylądowałam w szpitalu i rodzice dziś zabronili mi się z Tobą spotykać i cholera… nie wkurwcie się, ok.? – spojrzałam na każdego po kolei przestraszona - Magdę pobili za to, że nie chciała podać numeru do was i ostatnio dowiedzieli się z gazety, że miała rękę w gipsie. Po pierwsze nie rozumiem jakim cudem nie skapnęli się przez prawie dwa tygodnie, że miała gips. Z resztą nie ważne. Afera zaczęła się, że niby przez was mamy kłopoty. – spuściłam głowę
- Mają rację. Gdybyście nas nie znały nic by się wam się stało. – powiedział po chwili James, co strasznie mnie zaskoczyło
- Przestań James. – skarciłam go wzrokiem i przytuliłam go, ale on nie odwzajemnił uścisku
- James. – spojrzałam na niego zła, a ten mnie mocno przytulił i lekko się skrzywiłam, bo niedawno miałam szew na brzuchu, ale nie odsunęłam się od niego
- Nawet nie waż się tak myśleć. – powiedziałam mu w oczy – ani wy. – spojrzałam na chłopaków
- To, że was poznałyśmy to mamy szczęście, a nie jakiegoś pecha. Przecież to nie wasza wina, że macie jakieś głupie, nadpobudliwe fanki, ale to też nie znaczy, że nie możecie być szczęśliwi. Każdy rozumie? – wszyscy pokiwali głowami i uśmiechnęłam się
Zaraz po tym jednocześnie z Carlosem i Kendallem zaczęliśmy ziewać, a potem wybuchliśmy śmiechem i od razu delegacja, że idziemy spać. Rzecz jasna spałam u Jamesa. Gdy tylko położyłam się obok niego z łapkami zawędrował pod moją koszulkę.
- James nie. – chciałam wyciągnąć jego dłoń
- Ale ja nic, przecież nie chce.
- Ale i tak nie. – przejechał akurat dłonią po bliźnie, gdzie miałam szew
- Co to? – przymknęłam oczy, a ten podniósł kołdrę i chciał zajrzeć
- James nie. – i nie zdążyłam. Podniósł moją koszulkę.
- To przez te kretynki, tak? – spytał smutno
- Tak. – zasłoniłam od razu tą bliznę
- Kotek nie masz się czego wstydzić. To wszystko moja wina.
- James spójrz na mnie. – nie chciał, więc chwyciłam go za brodę i zmusiłam, żeby na mnie spojrzał
- To nie jest Twoja wina.
- Właśnie, że tak. – wymierzyłam mu policzek
- Za co?! – obruszył się
- Za to, że dopuściłeś się do tego, żeby tak pomyśleć. - uśmiechnął się i wszedł na mnie
- James. – zaśmiałam się, a ten podniósł moją koszulkę i pocałował tą cholerną bliznę
- Kochałem Cię bez niej, a jeszcze bardziej kocham Cię z nią.
- Ona jest okropna.
- Ale jest przeze mnie. Więc bardzo ją kocham.
- Jeszcze raz powiesz, że to Twoja wina. To będzie Cie bolało bardziej.
Pocałował mnie uciszając, a przy wysysając ze mnie wszystkie siły, ale jak się okazało nie tylko ze mnie, bo gdy się ode mnie odchylił oboje głośno dyszeliśmy. Mimo, że wcześniej chciało mi się spać, teraz po zmęczeniu nie było ani śladu. Chciałam wyciągnąć z Jamesa gdzie chce mnie zabrać na święta, ale nie wychodziło mi to i nie chciał nic powiedzieć. W końcu jednak osiągnęłam swoje i powiedziała, że lecimy do Nowego Jorku. Nowy Jork czyli? Czyli podróż do jego rodzinnego miasta i spotkanie z jego rodziną. Nie powiem przeraziłam się, ale także ucieszyłam, bo to tym bardziej oznaczało, że to coś poważnego :) W końcu ustaliliśmy, że polecimy wcześniej, bo od razu po świętach wracałam do swojego kraju. Zdzwoniłam się też z Łukaszem i poprosiłam go, aby poszukał mi jakiegoś mieszkania. Wiedziałam, że będzie starał mi się pomóc, a ja byłam mu za to bardzo wdzięczna. Odkąd wyszedł z więzienia był dla mnie jak starszy rozważny brat. Pobyt w ,,tym’’ miejscu zmienił go, ale na lepsze. Stał się doroślejszy i poważniejszy. Wydawało mi się też, że już nie kocha mnie w tym sensie tylko jak siostrę. Czyżby tą opiekuńczość, którą obdarzał Julkę przeniósł teraz na mnie? Czy byłam teraz dla niego Julą? Nie na pewno mnie. Miałam cudownego przyjaciela, mimo że był moim byłym. Za to podczas tego rozmyślania przyszła mi do głowy pewna inna myśl. Chodzę do szkoły, nie mam pracy, a oszczędności na długo mi nie starszy.
- Brawo. – walnęłam się w czoło
- Co się stało? – otworzył oczy James
- Myślę nad tym wszystkim i staram się to ogarnąć. Nie przemyślałam tego, że jeszcze chodzę do szkoły, a planuje osobne zamieszkanie. Na rodziców nie mam co liczyć.
- Więc ja Ci dam. – spojrzałam na niego zaskoczona
- Nie ma mowy.
- Kochanie właśnie, że tak. – pokręciłam głową
- James nie. Nie chce żyć za czyjąś kasę.
- Kotek, ale po ślubie będzie wszystko wspólne.
- Ale jeszcze ślubu nie mamy. – uśmiechnęłam się zadowolona, że ten argument mu nie przejdzie
- Yhh. - musnął moje usta, a potem opowiedziałam mu co zamierzam zrobić z Magdą i jak chce to wszystko rozegrać. Choć afera będzie na pewno, ale rozmowy nie dokończyliśmy, bo oboje zaczęliśmy ziewać i zasnęliśmy.
--------------------------------------------------------------------------------------
Czy wy też czytając słowo ziewać, ziewałyście?;))
I Fiolcia przepraszam, ale za dużo byłoby tego dobrego ;) Twoja ciekawość musi poczekać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz