piątek, 24 sierpnia 2012

rozdział 44

Jak w kościele, było spokojnie i bez zbędnych odpałów to mój umysł nawymyślał na wesele :) Swój pierwszy taniec zatańczyli do pięknej piosenki. Bardzo mi się podoba, ale tytuły nie znam. Pierwszy raz ją słyszałam. Gdy nastały oczepiny złożyło się, że złapałam welon i miałam nadzieję, że muchę złapie James. Pomyliłam się kompletnie. Złapał kto? Przyprawiający mi problemy Marcin. Już domyślałam się miny Jamesa i bałam się tam spojrzeć. Ale spojrzałam. Patrzył wściekły na Marcina, a ten podszedł do niego i podał muchę. Że niby co on chce zrobić? James oddał mu ją i coś powiedział, a Marcin z uśmiechem ruszył do mnie, ale mój narzeczony jeszcze go przytrzymał i coś powiedział, wtedy już bez uśmiechu ruszył do mnie.
- Co Ci James powiedział? – spytałam, gdy zaczęliśmy tańczyć
- Że mam się tak nie szczerzyć, bo następnym razem nawet Ty go nie powstrzymasz. – spojrzałam na Jamesa i zaczęłam się śmiać
- Co za zazdrośnik. – powiedział Marcin
- A dziwisz się? – spojrzałam na niego już poważna
- Dobra koniec tematu. – obrócił mną i prawie zaliczyłam glebę
- Jesteś głupi. – powiedziałam z uśmiechem
- Ahh, wiem. Kretyn, głupek, idiota. – powiedział i zaśmialiśmy się oboje
Gdy zakończył się nasz taniec, skierowałam się do miejsca gdzie wcześniej stał James, ale nie było go tam, ani nigdzie na sali. Przeszukałam całe pomieszczenie, ale nigdzie go nie było. Gdy próbowałam się do niego zadzwonił okazało się, ze ma wyłączony telefon. Kurde obraził się czy co? Po kilku minutach skierowałam się na dwór no i znalazłam zgubę. Podeszłam do niego cicho i zasłoniłam mu oczy.
- Kto to? – szepnęłam z uśmiechem do jego ucha
- No chyba wiem. – zdjął moją dłoń z oczu
- Ej o co Ci chodzi? Obraziłeś się czy co? – usiadłam obok tyle, że tyłem do stołu
- Możesz iść do Marcina. On Cię rozśmieszy od razu.
- Ej, przestań. Marcin do mój kolega i tyle. O co Ci chodzi?
- Miło się ze mnie wyśmiewało? – spytał popijając wino prosto z butelki
- Dlaczego wyśmiewało? Niby kiedy się z Ciebie śmiałam? – zaskoczył mnie tymi słowami
- No z Marcinem podczas tańca.
Jeju co za zazdrośnik. Opowiedziałam mu dokładnie o czym rozmawiałam i dlaczego się śmiałam patrząc na niego, a potem zaczął się śmiać ze swojej głupoty i przepraszał mnie cały czas.
Siedzieliśmy sporą część czasu poza salą, upijając się jak na razie lekko. Później nasze plotki przerwała nam para młoda, która się do nas dosiadła, a potem pojawiało się przy stoliku coraz więcej osób. Po dłuższym posiedzeniu na dworze, poszliśmy wszyscy na salę i po chwili rozpoczął się taniec nie na wózek, bo Maksio już jest :) tylko na podróż poślubną. Pierwszy taniec za jaki ,,zapłaciłam’’ zatańczyłam z Damianem, ale gdy kolejny raz to zrobiłam partnerka Damiana odeszła od niego, ale ja poszłam w kierunku Marty.
- Ej, co Ty robisz? – zaśmiał się pan młody
- Nie muszę tylko z Tobą tańczyć. – wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do taty Marty
- Mogę przeprosić?
- Ależ oczywiście. - tata Marty podał mi ją rękę i odszedł śmiejąc się ze mnie
- A ja to mam sobie tak stać sam? – spytał głośniej Damian
- Mówisz, masz. – pojawił się przy nim Marcin i zaczął z nim tańczyć
- Jesteś nienormalna. – zaśmiała się Marta
- Dziękuje za komplement. – wyszczerzyłam się
Gdy skończyły się różne uroczystości, a było ich dość sporo. Były już ,,tylko’’ tańce, ale większość osób już była upita. Przyznaję się. Ja z Jamesem też. Nawet nie pamiętam jak dotarliśmy do domku. Całe szczęście, że tylko ślub był nie w Białogórze, a wesele już tak. Na szczęście jakoś się tam znaleźliśmy, a potem co się tam się działo. Alkohol w naszych ciałach, stał się największym afrodyzjakiem. Następnego dnia na poprawinach to była masakra. Wszyscy leczyli kaca, a on nie chciał odejść w moim przypadku. Ledwo co żyłam.  James szybko go przetrawił, a mi nic nie pomagało. Wieczorem wracaliśmy do Warszawy, a James większość dnia przespał, aby być wypoczęty, a ja siedziałam przed domkiem. Wypiłam hektolitry wody, co nic mi nie dało. Kochany James sam wszystko spakował, a mi dał spokój, ale za to inni nie. Wszyscy mnie wyściskali, a mama Marty nadawała mi mnóstwo rzeczy dla mnie i rodziców. Mimo, że protestowałam to nic nie dało, a gdy tylko to wzięłam, zgięłam się w pół. Przejął to James, który też z trudem to podniósł, a gdy wszyscy mnie już na przytulali ponownie i miałam wychodzić, ktoś pociągnął mnie za rękę i pocałował. Nawet nie musiałam patrzeć kto to był. Od razu spoliczkowałam Marcina i spojrzałam za niego. Rzecz jasna, nikogo nie było to skorzystał z okazji.
- Jesteś idiotą. – wysyczałam wściekła i jak najszybciej wyszłam z ich domu, wycierając usta
Jamesowi wolałam tego nie mówić, bo i tak już był na niego cięty, a ja bójek nie chce. Wsiadłam do samochodu i mój osobisty kierowca :) pocałował mnie. W sumie głupio mi się było całować po tym jak Marcin mnie pocałował.
- Przepraszam, nie za dobrze się czuje. – odsunęłam się
- Wiem to ja przepraszam. – uśmiechnął się i po chwili już byliśmy za Białogórą, a ja po chwili odpłynęłam…
Obudziłam się dopiero gdy staliśmy w korku, wjeżdżając do Warszawy. Od razu dostałam moją ukochaną gorącą czekoladę.
- Mogłeś mnie obudzić kochanie. – uśmiechnęłam się do niego
- Tak słodko spałaś. – spojrzał na mnie także szczerząc ząbki
- Yyhh. Kocham Cię. – zbliżyłam się do niego i pocałował go, ale widocznie był to dość długi pocałunek, bo gościu za nami zaczął trąbić
- Ups. – zaśmiałam się z James i podjechał trochę do przodu
- Kretyn i tyle. – gdy już się zatrzymał teraz to on zbliżył się do mnie i pocałował, ale facet za nami już nie trąbił ;)
Gdy dojechaliśmy do mojego domu, była już noc i od razu poszliśmy spać, choć ja dość długo leżałam, bo nie mogłam zasnąć, ale miło było poleżeć wtulona w James jak mam go rzadko. Następny dzień był katorgą dla mnie jak i dla niego. W ogóle nie mogliśmy się rozstać na lotnisku. Przytulaliśmy się cały czas, a ja też zaczęłam płakać. Normalnie się przeprowadzę do LA i nie będzie już tych piekielnych pożegnań. Były już dwa komunikaty wzywające pasażerów do LA, a James nie chciał się ode mnie odkleić, ale gdy był już trzeci komunikat, że odlatuje, pocałował mnie i biegiem ruszył na pokład, a ja wysłałam mu smsa, czy zdążył, a po chwili otrzymałam potwierdzenie i słowa Kocham Cię z buziakiem. Otarłam łzy i po dłuższym czasie znajdywałam się już na swojej dzielnicy, a gdy byłam niedaleko swojego domu otrzymałam smsa:
Odwróć się do tyłu ;)
Nie miałam w kontaktach tego numeru i zaskoczona odwróciłam się do tyłu, a gdy zobaczyłam tą osobę od razu uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Biegiem ruszyłam w jego kierunku.
- Co Ty tu robisz kretynie?! – spytałam z uśmiechem i przytuliłam go mocno
- Jak na razie to stoję i ściskasz mnie. – zaśmiał się
- Jak fajnie, że jesteś. – wyściskałam go z całej siły
- Chyba wiem. – sam mocno mnie przytulił
- Nie sądziłam, że będziesz w Warszawie, a LA to co?
- No zgadnij. – spytał z uśmiechem, a ja dałam mu ogromnego buziaka…
----------------------------------------------------------------------------------------
Najważniejsze to przepraszam Magdę, której obiecałam, że dodam notkę w poniedziałek, ale moja wena wtedy odmówiła posłuszeństwa i nie miałam w ogóle pomysłu, a dopiero dziś wpadł mi pomysł :)
A co do rozdziału zapewne domyślacie się kto to będzie :) czy może macie kilka opcji? ;)
Odpowiedzi proszę w komentarzach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz