sobota, 20 lipca 2013

rozdział 97

Do domu wróciłam razem z Loganem i Kendallem. Pierwszy z nich był na mnie wściekły, a Kendall to chyba też, bo nawet nie zaszczycił mnie wzrokiem. Był wzburzony tym, że spałam w pokoju z Alexem, a i tak oberwałam mi się bardziej, bo w necie pojawiły się fotki Jamesa z pubu i z wczorajszej imprezy. Wielka afera, nic się przecież nie stało. Powiedział, że mnie już nigdzie nie zabierze, bo Karolina go zabije. Dla mnie lepiej, bo Kendalla by znowu zaprosił i musiałabym być z nim w jednym pomieszczeniu. Niezłym zaskoczeniem było dla mnie to, że kiedy wrócili do domu była tam mała Vivienne. Moja siostra, którą w końcu ujrzałam po kilku dniach trzymała ją wtedy na rękach i co najdziwniejsze miała wtedy w oczach łzy. Nie miałam pojęcia o co chodzi, a ją obejmował James i szeptał coś do ucha.
- Jak słodko. Teraz wy postarajcie się o bobaska. - zaśmiałam się Logan, a w tym momencie Karolina oddała małą jej mamie i pobiegła na górę
- Mogłeś sobie darować! - wrzasnął James i chciał iść za nią na górę, lecz zadzwonił jego telefon
- Powiedziałem coś nie tak? - zdziwił się Logie
- Nie wiem czy mogę wam o tym powiedzieć... Nie wiem czy Karolina... Ehhh... - odparła młoda mama
W tamtym momencie James zakończył rozmowę i od razu wyszedł z domu. Nie rozumiem niczego co tu się dzieje. Olałam to wszystko i poszłam do siebie na górę, bo później miałam spotkać się z Alexem. Udało mi się zdobyć jego numer i już się skontaktowaliśmy.

W końcu odezwała się do mnie Jessica. Chciałem z nią porozmawiać o tym rzekomo naszym dziecku... Nie miałem pojęcia co o tym wszystkim myśleć, ale chciałem się z nią spotkać i dowiedzieć się czy to prawda. Ona musiała wiedzieć czy to moje dziecko. Kiedy w końcu oddzwoniła od razu się z nią umówiłem na spotkanie. Przestałem myśleć o czymkolwiek i spotkałem się z nią. Spojrzała na mnie zaskoczona i spuściła wzrok.
- Tak James. To jest twoje dziecko. - wolałbym dostać milion razy twarz, wolałbym aby mnie zlinczowali aby tylko nie usłyszeć tego...
- Jessica, proszę. Powiedz, że żartujesz... - odparłem, chowając twarz w dłoniach
- Mam skłamać? - spojrzałem na nią, nie wiedząc co mam zrobić, zupełnie gubiąc się w tej sytuacji. Co teraz?

Siedziałam przez cały czas sama w pokoju. Nie chciałam litości, chciałam jedynie teraz tego, aby James mocno mnie przytulił i powiedział, że to między nami nic nie zmienia. Tylko nie mogłam się teraz tego doczekać. Ethan wypowiedział się na temat tego co on by zrobił i w jakiś sposób ułożyłam sobie scenariusz, że tak właśnie zrobi James. Kiedy miałam na rękach Vivienne i wszedł do domu, straciłam głowę, a kiedy podszedł i przytulił mnie od tyłu, totalnie nie wiedziałam co zrobić. Chciał coś powiedzieć, ale wtedy wrócili inni, a kiedy odezwał się Logan, nie potrafiłam już. Od razu w oczach zebrały się łzy, a nie chciałam rozpłakać się przy innych, dlatego udałam się na górę. Tylko, że od tamtego czasu siedziałam tam i nic się nie wydarzyło. Założyłam sobie słuchawki i włączyłam muzykę. Głośno. Bardzo głośno. Jak najgłośniej się dało, a trafiła się taka piosenka, że od razu zaczęłam płakać na nowo. Nie broniłam się przed tym, musiałam się wypłakać. Ponownie...

Wróciłem do domu, a idąc na górę, obawiałem się czy Karolina jest na górze. Jednak i tak i tak musiała się dowiedzieć o tym, że... Że to naprawdę moje dziecko. Teraz nigdy nie będzie sytuacji dobrej, żeby powiedzieć o tym. Po cichu wszedłem do naszej sypialni, a cicho odetchnąłem z ulgą, ponieważ spała, a do tego głośno słuchała muzykę. Podszedłem do łóżka, wyłączając iPoda i delikatnie wyciągając słuchawki z jej uszu. Widać było, że płakała. Okropnie czułem się z myślą, że sprawię jej większy ból. Dlaczego los przeciwstawił się przeciwko mnie, dając mi dziecko nie z tą kobietą, z którą był chciał? Dlaczego zawsze byliśmy karani i nie mogliśmy mieć w końcu spokoju i żyć szczęśliwi? Aż taką przeszkodzą by było nasze szczęście? Delikatnie pogładziłem jej policzek, szeptając:
- Nie chce sprawiać ci takiego bólu... - niespokojnie się poruszyła, jednak spała dalej.
Nie chcąc jej przeszkadzać w śnie, wyszedłem z pokoju, a na korytarzu zauważyłem rozmawiających chłopaków, Logana i Kendalla.
- Czy ktoś nam w końcu powie o co w tym wszystkim chodzi? - usłyszałem od nich
- Na trzeźwo nie dam rady. - chłopaki spojrzeli po sobie, a ja poszedłem na dół, aby wziąć jakikolwiek napój procentowy
Dość szybko wróciłem do nich, a oboje byli już w pokoju Kendalla. Podałem im po piwie, a sam swoje szybko otworzyłem i wypiłem jednym łykiem.
- Aż tak? - odezwał się Kendall, a ja postawiłem pustą butelkę na podłodze. Wracając do wcześniejszej pozycji, zacząłem im o wszystkim opowiadać. Nie wypytywali, pozwolili mi mówić i nie oceniali. Tego mi było teraz potrzeba, byłem w tym wszystkim zagubiony. Kiedy skończyłem swój monolog, oni patrzyli na mnie nadal mocno zdziwieni. Nie chciałbym być w tej sytuacji, a niestety muszę stawić jej czoła. Tylko jak ja mam to teraz rozwiązać?

Ktoś to jeszcze czyta? Ktoś ma na to w ogóle ochotę?

poniedziałek, 17 czerwca 2013

rozdział 96

Nie mam pojęcia ile kto wczoraj wypił, ale każdy po tej imprezie leżał gdziekolwiek. Mnie też nieźle bolała głowa, a jak bardzo chciało mi się pić... Jednak obudził mnie telefon i odbierając go poszedłem do kuchni po jakieś picie. Kiedy Carlos przekazał mi to co chciał, aż wryło mnie w ziemie. Rozłączyłem się i od razu zacząłem szukać tego materiału o nas w internecie. Ciśnienie od razu skoczyło mi do góry, jak ktoś śmiał to zrobić?! Andrea podeszła do mnie i przytuliła się do mnie.
- Hej, Kochanie. Co się stało?
- Spójrz. - powiedziałem podając jej telefon - Kto to zrobił to cholery?! - krzyknąłem wściekły, a wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie
- Kto zrobił tu zdjęcia i je wysłał dalej?!
- Logan... - usłyszałem Andreę i odwróciłem się do niej, a ta podała mi telefon
- Tu coś jeszcze jest... - spojrzałem w ekran, a tam było zdjęcie jak James pił w jakimś klubie kilka dni temu
Zrobili z nas jakiś pijaków! Którzy myślą tylko o piciu! Rozejrzałem się po pokoju i sądziłem, że nikt z nich nie mógł tego zrobić. Znałem każdego już dość długo i miałem do nich wszystkich zaufanie, a jednak ktoś to zrobił.
- Co tak wszyscy krzyczycie? - wyszedł z pokoju Alex, zamykając szybko drzwi

W końcu postanowiłam wyjść od Ethana i wrócić do domu. Spędziłam tu dwie noce i chyba wystarczy. Do tego rozładował mi się telefon, a byłam bardzo ciekawa czy ktokolwiek się zainteresował moim zniknięciem. Ethan uparł się, że mnie odwiezie, więc bardzo szybko zjawiłam się w domu. Bardzo bałam się wejść do środka, a kiedy przekroczyłam próg wpadłam na ubierających się Karolinę i Carlosa.
- Czy ty jesteś normalna?! - krzyknęła na mnie dziewczyna
- Tak. Nie każdy ma tak cudowne życie jak ty i nie ma żadnych zmartwień. - odparłam chamsko i udałam się na górę
- O co ci chodzi? - złapała mnie za rękę
- Puść mnie! - próbowałam się wyrwać, ale nic z tego, ta strasznie mocno mnie trzymała
- Cały czas coś do mnie masz! Co ja ci takiego zrobiłam?!
- Przytłacza mnie ta twoja idealność! Wszystko masz i o nic nie musisz się martwić! Mi cały czas życie podkłada pod nogi jakieś przeszkody i cały czas muszę cierpieć! Myślisz, że to takie cudowne wiedzieć, że nie mogę zajść w ciążę i nie mogę dać dziecka Jamesowi?! Że to miło dowiedzieć się, że James ma dziecko z inną?! - chciała mnie przytulić, ale od razu się odsunęłam - Nienawidzę litości. I nawet nie próbuj. - dodałam i od razu pobiegłam na górę

Wychodziliśmy właśnie z domu do szpitala. To dzisiaj Vivienne miała wrócić z nami do domu i już mieliśmy po nią jechać, kiedy do domu weszła Karolina. Naskoczyłam na nią, a ta zaraz zaczęła się ze mną kłócić, by po chwili wykrzyczeć to co ją bolało. Zaczęłam żałować tych wszystkich swoich słów. Od razu zaczęłam sądzić, że to ona coś narozrabiała i temu te wszystkie zdjęcia Jamesa z klubu się pojawiły, że to przez nią się upił Teraz to wszystko nabrało innych barw. Tylko z kim James ma te dziecko? Co ona miała na myśli?  Jaa.... Nawet nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć...
- Kochanie. Chodź, musimy jechać po Małą.
- Tak, tak... Już. - ubrałam się do końca i wyszłam razem z Carlosem z domu, jednak cały czas myśląc o Karolinie...
- Nie no! Tego Jamesa to naprawdę pogięło! - krzyknęłam nagle wkurzona, a Carlos na mnie spojrzał
- Kochanie, nie nam tego osądzać. - powiedział, łapiąc moją dłoń
- Ale on ją zdradził, rozumiesz?! Ma dziecko z inną! Zawsze miałam go za porządnego człowieka...
- Karola. Nie wiemy co tak naprawdę się stało.
- Zamorduje go, gdy tylko go zobaczę. Obiecuję ci!
Byłam cholernie podminowana. Wszystko mnie wkurzało, a Vivienne płakała, gdy miałam ją na rękach. W końcu Carlos przejął ją ode mnie i włożył do nosidełka. Pozbierałam wszystkie rzeczy, ale i tak dziwnie się czułam. Cały czas myślałam o Karolinie i Jamesie. Bałam się o nich. Nie wiedziałam co teraz się z nimi stanie. Jak to wszystko się potoczy...

Nie małym zaskoczeniem było dla mnie to, gdy obudziłam się w nieznanym mi łóżku, a co najlepsze leżał obok mnie Alex. Przejechałam dłonią po swoim ciele i na szczęście byłam całkowicie ubrana.
- Witaj. - wymruczał mi chłopak do ucha, obejmując mnie i przysuwając mocno do mnie
- Takie tam małe pytanko. Co ja tu robię? - zachichotał, co robił bardzo słodko...
- Troszeczkę się wczoraj do mnie przykleiłaś i nie chciałaś puścić. Większość już była mocno pijana i mało miejsca, żeby cię gdzieś ulokować, więc pozwoliłem sobie cię zabrać do mnie.
- To bardzo miłe z twojej strony. - uśmiechnęłam się łobuzersko, odkręcając w jego stronę i zakładając ręce na jego szyję
Zagryzłam delikatnie wargę, aby pokazać mu, że może mnie pocałował. Jednak chyba nie zrozumiał tego gestu, a kiedy ja zbliżyłam swoją twarz do niego, ten odsunął się z zadziornym uśmiechem.
- Hej! - zaśmiałam się i usiadłam na nim okrakiem, aby potem ponownie przysunąć się do niego, ale kiedy miałam już musnąć jego usta, zza drzwi usłyszeliśmy krzyk Logana
- Ugh... Zaraz wrócę, dobrze? - zapytał, więc nie pozostało mi nic innego, jak zejść z niego
Miał już wyjść, jednak cofnął się i ujął moją twarz w dłonie, a po chwili wpił w moje usta. Było to dla mnie niezłym zaskoczeniem, ale oczywiście odwzajemniłam ten pocałunek, ale ponownie dało się słyszeć krzyk Logana, dlatego Alex odsunął się ode mnie i wyszedł z pokoju, szybko zamykając drzwi. Rozłożyłam się na łóżku, a dłońmi dotknęłam swoich ust. Tak dawno nie czułam niczyich ust na swoich, tak bardzo tego pragnęłam, a pomińmy to, że nic nie czuję do tego chłopaka. Jest przystojny i używa pięknych perfum....

Przepraszam, ale nie z mojej winy nic nie pojawiało się na blogu. Miałam kłopoty z komputerem, które nadal mam. Wybaczcie, ale nie wiem kiedy też pojawi się następny rozdział.

piątek, 26 kwietnia 2013

rozdział 95

Nie miałam najmniejszej ochoty iść na tą imprezę do znajomych Andrei. Jednak gdy Savannah usłyszała, że też może iść to co mogłam zrobić? Później bym wysłuchiwała, że nigdzie nie chce wychodzić. Przyszła do mnie kilka godzin przed imprezą i razem się szykowałyśmy. Logan około godzinę przed wyjściem napisał do mnie smsa z adresem i przeprosinami, że nie uda mu się po nas podjechać. Sava była szczęśliwa, że może iść na taką imprezę. Ona już zeszła na dół, a ja spakowałam do torebki potrzebne rzeczy i zaraz też wyszłam z pokoju. Kiedy zakładałam kurtkę, przyjaciółka odwróciła się stronę schodów i powiedziała:
- A co ty się tak wystroiłeś? - zaskoczona do kogo tak powiedziała, odwróciłam się i ujrzałam Kendalla, pięknie ubranego i po w chwili sięgał obok mnie po kurtkę, a do moich nozdrzy dostał się zapach jego perfum...
- Idę do znajomych Andrei. A wy? - spytał, patrząc w moje oczy
Miałam ochotę od razu zaprzeczyć, ale Savannah mnie wyprzedziła. Powiedziała, że my właśnie też tam się wybieramy. Moja ochota co do tej imprezy zmniejszyła się jeszcze bardziej. Mam się świetnie bawić widząc go obok tańczącego z inną dziewczyną? Chłopak zamówił taksówkę i zaproponował, że możemy pojechać razem z nim skoro jedziemy w te samo miejsce. Otworzył drzwi i Savannah od razu wskoczyła do niej, a zaraz za nią ja. Na szczęście usiadł z przodu jednak ciągle docierał do mnie zapach jego perfum i nie mogłam skupić się na żadnej rzeczy. Pamiętam jak mogłam w każdej chwili się do niego przytulić, on obejmował mnie ramieniem i czule całował... Jednak to już było i nie wróci więcej. Nie mam co tego wspominać, bo to już nigdy nie nastąpi. Nagle taksówka zaczęła zwalniać i kiedy zatrzymała się, wszyscy wysiedliśmy, a Kendall jeszcze musiał zapłacić. Poszłam od razu z Savannah i otworzył nam jakiś chłopak w wieku około dwudziestu lat. Przedstawił się imieniem Alex i że to on jest organizatorem tego spotkania, a potem słodko sie do mnie uśmiechnął i pomógł zdjąć kurtkę. Rozejrzałam się po pokoju i w sumie zbytnio nie różniłam się wzrostem od reszty dziewczyn. Byłam dość wysoką dziewczyną jak na swój wiek, a do tego obcasy i było w sam raz. Dostrzegłam Andreę i Logana, a kiedy i oni mnie dostrzegli pomachali do mnie, ale miałam ochotę zamordować chłopaka.
- Napijecie się czegoś? - spytał Alex, a do środka wszedł Kendall
- Tak. - odparłam od razu i gospodarz domu poprowadził mnie do kuchni, gdzie zrobił jakiegoś drinka
- Wiem, że kobiet nie pyta się o wiek, ale mogę wiedzieć? - zaśmiał się uroczo, podając alkohol
- A ile byś mi dał? - spytałam
- Siedemnaście? - odparł z uśmiechem
- I trzymajmy się tej myśli. Lepiej, żebyś nie wiedział. - przyglądał mi się chwile, ale nie wypytywał dalej
Kiedy dopiłam całego drinka, zaczęło się delikatne szumienie w głowie. Do drzwi zadzwonił ktoś jeszcze i Alex przeprosił mnie na chwilę. Zeszłam z krzesła, chcąc iść do pokoju i zatańczyć, ale chwilowo zaplątały mi się nogi i gdyby nie wchodzący ktoś do kuchni upadłabym. Jednak jakaś dziewczyna przytrzymała mnie i zachowałam pion.
- Spokojnie z alkoholem. - odparła z uśmiechem i sama zajęła się robieniem dla siebie drinka
Wyszłam z kuchni i nagle ktoś objął mnie w talii. Pachniał zupełnie jak Kendall. Przymknęłam oczy i zaciągnęłam się tym zapachem.
- Zatańczymy? - wyszeptała ta osoba i zdałam sobie sprawę, że tą osobą był Alex
- Chętnie. - uśmiechnęłam się i łapiąc moją dłoń poprowadził na środek, by zacząć wirować w rytm muzyki
Podczas jednego z obrotów zobaczyłam Kendalla, który tańczył z jakąś blondynką. Przy dokładnym spojrzeniu zauważyłam kto to. To była Savannah... Wytrąciło mnie to z równowagi, jednak zaraz znalazłam się w ramionach Alexa i znów poczułam ten zapach...
- Wszystko ok? - spytał chyba lekko zmartwiony
- Za szybko wypiłam. - zaśmiałam się i starałam się o tym nie myśleć co przed chwilą widziałam...

Kiedy Magda wraz z tym gościem co to organizował zniknęła w kuchni, wkurzony zdjąłem kurtkę i podszedłem do Savannah. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem na środek domu, gdzie tańczyło kilka par. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Chciałaś stać jak ten kołek?
- Poradziłabym sobie. - prychnęła jednak zaczęliśmy razem tańczyć
Chciałem wkurzyć Magdę. Logan nawet mi nie powiedział, że ona tu będzie. Nie wiem czy to zaplanował czy jak. Jednak skoro tak już się stało to czemu by to nie wykorzystać? Zobaczę czy jej na mnie zależy. Powiedziałem to w dobrej chwili. Wyszła z kuchni, a ten chłopak objął ją i zaczął szeptać coś do ucha. Zabolało, nie powiem. Naprawdę zabolało. Zbliżyłem się nieco bliżej do Savannah, a ona nie protestowała. Nie wiem czy robiła to specjalnie czy po co, jednak mi to było na rękę. Magda w końcu to zobaczyła i widziałem na jej twarzy złość. Uśmiechnąłem się sam do siebie i nagle usłyszałem:
- Odbijany.
Logan zbliżył się do Savy, a Andrea zaczęła tańczyć ze mną.
- Co wy w ogóle robicie? Tak chcecie do siebie wrócić? - powiedziała do mnie dziewczyna
- Logan już mi prawił morały. Może ja już nie chce do niej wrócić? Może chce o niej zapomnieć?
- To dlaczego widzę w twoich oczach smutek?
- Nie mówmy o mnie. Przyszliśmy się tutaj zabawić. - odparłem i przeprosiłem ją, aby pójść do kuchni i napić się czegoś mocniejszego

Wszystko zaniedbuje. Wasze blogi, moje blogi, ehh... Mam nadzieję, że uda mi się to jak najszybciej nadrobić. Nie wiem kiedy, bo... Nie ciekawie u mnie jest. Wybaczcie :)
+ jeśli mam kogoś informować na twiterze, napiszcie :)

sobota, 20 kwietnia 2013

rozdział 94

Nie mogłem znieść tej całej Savannah. Wczoraj przyprowadziła do domu pijaną Magdę i podała mi ją mówiąc, że nie mogły dłużej zostać, bo ta cały czas przystawiała się do różnych chłopaków. Powiedziała to specjalnie, musiała wiedzieć o mnie wszystko. W końcu przyjaźniły się. Wziąłem wtedy pijaną dziewczynę na ręce i zaniosłem ją do pokoju. Próbowała się sama przebrać, ale widziałem, że jej to nie wychodzi dlatego pomogłem jej, a ona chyba nawet nie zorientowała się, że to ja. Położyłem się obok niej, a ta zaraz przybliżyła się do mnie i mocno przytuliła. Splotłem nasze dłonie i cieszyłem się, że chociaż przez chwilę mogłem być z nią tak blisko... Potem jednak wiedziałem, że muszę stąd wyjść i spotkaliśmy się dopiero rano w kuchni, a wtedy nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem i szybko wyszła z pomieszczenia. Potem do tego ta sytuacja na górze, gdy chciała rzucić w Logana, ale niestety albo i stety rzuciła we mnie, a najgorsze było to, że przyszła do niej Savannah. Nie mogłem się na niczym skupić, już bardzo długo nie jesteśmy ze sobą, a ja cały czas o niej myślę. Cały czas mam w głowie Magdę i wspomnienia chwil, które zdążyliśmy przeżyć wspólnie...
- Hej! Kendzio, ocknij się. - trzepnął mnie w ramię Logan
- O czym tak dumasz? - rzucił się na kanapie obok mnie
- O życiu.
- O Magdzie? - spojrzałem na niego, ale nic nie odpowiedziałem
- Nadal ją kochasz?
- Nie chce o tym gadać.
- Kend, byś zawalczył co? Skoro ją kochasz to nie powinieneś chować głowy w piasek.
- Co z tego jak ja tak, a ona nie.
- Moim zdaniem za szybko chcesz się poddać.
- To nie jest takie proste jakby się mogło wydawać. To przecież ona ze mną zerwała.
- I co z tego? Chłopie, czasami robi się coś pod wpływem chwili, a pamiętasz ile się schodziliście? Każde z was nie bało. Może jest i tak teraz?
- Dobra, skończ. Zajmij się lepiej Andreą.
- A wystarczająco dobrze zająłem się nią wczoraj. - zaczął się szczerzyć, a ja wybuchłem głośnym śmiechem
- Stary, a głupi. - wystawił mi język i uderzył mnie, a po chwili ja mu oddałem i tak zaczęła się nasza przepychanka
Zaraz zlecieliśmy z kanapy i zaczęliśmy się znów szarpać. Wiadomo, że to było dla żartów, ale ja nie miałem zamiaru przestawać pierwszy, bo chodziłby za mną i mówił, że jestem mięczakiem. Usłyszeliśmy kroki z góry, ale i tak żaden z nas nie przestawał, a na schodach pojawili się Karolina z Carlosem.
- Chłopcy! - krzyknęła dziewczyna, a my razem się zatrzymaliśmy
- Co wam się stało?
- Oj takie tam. - odparł Logan
- Ale już przestajemy mamusiu. - dodałem i ze śmiechem wstaliśmy, a Karolina uśmiechnęła się do nas i po raz kolejny tego dnia wyszli, zapewne do szpitala

Miałem pomysł, bardzo dobry pomysł! Skontaktowałem się z Andreą w celu tego czy zgodzi się na mój szatański plan. Następnego dnia mieliśmy iść na jakąś imprezę do znajomych mojej dziewczyny i mogliśmy zaprosić znajomych. Dwie sztuki chciałem zabrać, więc kiedy moja ukochana się zgodziła, nazywając mnie starą swatką poszedłem przekonywać te osoby. Ale jak wszyscy się ostatnio mojego wieku uczepili! Wieczór był już bliski, a zdziwiłem się, gdy u Magdy nadal siedziała jej przyjaciółeczka. Trochę mi się ona nie podobała, ale nie moja w tym głowa. Skoro Karolinie i Jamesowi odpowiadała. Swoją drogą gdzie oni w ogóle są? Ale wszedłem do pokoju Magdy i zaproponowałem jej imprezę. Jutro. Nie chciała się zgodzić, gdy dowiedziała się, że będzie u znajomych Andrei i wszyscy będą straci, a potem znowu usłyszałem, że jestem stary. Mam tylko 23 lata! Chwile mierzyliśmy się wzrokiem i zaproponowałem, żeby ta Savannah z nami poszła, a ta od razu radosna pisnęła, że chętnie pójdzie.
- Dobra, już. Pójdziemy. - odparła chyba nieco zła, więc szybko ulotniłem się z jej pokoju i teraz pozostało przekonać Kendalla
Wpadłem do jego pokoju, gdy zmieniał koszulkę.
- Dzieci drogie... Czy ja muszę was takich oglądać? - odparłem, przypominając sobie jak Magda wczoraj wychodziła z łazienki w samej bieliźnie
- Co? - zdziwił się Kendall
- Nico.
- Stara donico. - klepnąłem się mocno w czoło, czy ja naprawdę jestem już taki stary?
- Chrzań się. Idziesz jutro na imprezę ze mną. Do znajomych Andrei.
- Spoko.
- Serio? - teraz to ja się zdziwiłem
- No powiedziałem tak i daj mi spokój. - rozradowany wyszedłem z pokoju i na korytarzu krzyknąłem głośno
- TAK! - do tego dodałem efekty specjalnie, z radości skoczyłem, rozejrzałem się czy nikt tego nie widział i wyszedłem z domu, aby pojechać do mojej ukochanej kobiety

Jeśli ktoś z Was bywał tu w ciągu ostatnich dwóch dni to widzi jakie tu są zawirowania :P I nadal kurcze nie mogę dojść z szablonem! Ale jak zjedziecie niżej to jak Wam się podoba? ;) Bo mi bardzoo *.* Dojdę z tym do ładu w końcu :)

niedziela, 14 kwietnia 2013

rozdział 93

Gdy się obudziłam, nie mogłam przypomnieć sobie gdzie jestem. Do tego było mi strasznie nie wygodnie, bo na pewno nie leżałam w łóżku. Spojrzałam do góry i zorientowałam się, że śpię na kolanach Ethana. Szybko się podniosłam, ale jako, że byłam przykryta kocem zaplątałam się w nim i spadłam na podłogę.
- Nic ci nie jest?! - usłyszałam, a gdy wyplątałam się z koca przy mojej twarzy objawiła się twarz zatroskanego chłopaka
- Nie, spokojnie. Kot zawsze spada na cztery łapy, bądź cztery litery. - śmiejąc się z nim, wróciłam na sofę
- Jesteś niemożliwa. - uśmiechnął się, a ja razem z nim
- Nawet nie wiesz jak mi tu u ciebie dobrze.
- A wbijaj. Mieszkam sam. - uśmiechnęłam się, ale przecież wiedzieliśmy oboje, że to nie realne. Jako taką mam założoną rodzinę. Nie będzie pełna, bo nigdy nie pojawi się w niej dziecko. O ile James nie postanowi zostawić mnie i związać się z matką swojego dziecka...
- Hej, Carla. Nie smutamy. - przyciągnął mnie do siebie i zaczął łaskotać, przez co po domu rozniósł się mój głośny śmiech
Wiedziałam, że w końcu będę musiała stawić czoła tej sytuacji, ale tak bardzo nie chciałam stąd wychodzić i wrócić na nowo do świata normalności. Przy Ethanie wczoraj o wszystkim zapomniałam, nie pytał co się stało, nie musiałam mu o niczym mówić tylko bez żadnych pytań tak po prostu mnie przytulił. Tego mi było potrzeba, tego oczekiwałam od Jamesa, który zostawił mnie tam samą.
- Co byś zrobił, gdybyś dowiedział się, że twoja ukochana nie może zajść w ciąże? A ty tego bardzo pragniesz? - spytałam go w pewnej chwili, a ten spojrzał na mnie zaskoczony
- Gdybym ja był? Hmm... Jakbym właśnie to usłyszał to na pewno zamurowałoby mnie to. Zapewne poszedłbym to jakiegoś baru i się nieźle narąbał, a potem przemyślał całą sprawę i wrócił przeprosić ukochaną. Bo dziecko nie jest najważniejsze. Można spróbować innych metod albo zaadoptować. - uśmiechnęłam się, bo nie zrobił z siebie wielkiego macho
- A gdybyś się dowiedział, że masz dziecko z inną dziewczyną? - brnęłam w to dalej, starając się zrozumieć męski punkt widzenia
- Wiedząc, że ukochana nie może mieć dzieci czy bez tej informacji? - spytał
- A powiedźmy ze z tą.
- Ohh... Wow. Nieźle. A ta informacja jest pewna?
- Rozważmy dwa warianty.
- Gdybym się dowiedział, że to moje dziecko to... Opiekowałbym się nim, dawał na niego alimenty, ale nie byłbym w stanie zostawić ukochaną. Dla mnie ważniejsza byłaby ukochana.
- A gdyby informacja się nie potwierdziła, a od czasu, gdy dowiedziałeś się, że twoja ukochana nie może mieć dzieci nie rozmawialiście ze sobą?
- To walczyłbym o nią. Jak lew! - udał przy tym odgłos tego zwierzęcia i od razu wybuchłam niekontrolowanym śmiechem
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się do niego i mocno przytuliłam
Zastanawiałam się czy tak właśnie postąpi James. Czy zachowałby się tak, jak mówił o tym Ethan? On powiedział to samo, że odszedłby i upił się. Nie wiem jak było i czy James się upił, ale wiem na pewno, że nikt nie zainteresował się moim zniknięciem. Żadnego nieodebranego połączenia i ani jednego smsa. Zrobiło mi się przez to bardzo smutno, ale co ja mogłam na to poradzić, nikogo nie interesowało czy jestem czy nie mnie nie ma w domu...

Nie no. Oczywiście nie mogłam się wyspać, bo kiedy udało mi się zasnąć po niedługim czasie rozdzwonił się mój telefon. Wściekła wyciągnęłam rękę z pod kołdry i namierzyłam telefon leżący na szafce. Wciągnęłam go pod pościel i odebrałam go.
- Co jest? - odparłam sucho
- Kacyk męczy? - zaśmiała się Savannah
- Nie, ale chce spać.
- Oj nie marudź. Rodzice zrobili mi aferę, że późno wróciłam do domu. Chodź się gdzieś przejść.
- Nie, ja nigdzie nie idę.
- To może wpadnę do ciebie? Nie wyrobię już w domu.
- Oh, no dobra. Za ile będziesz?
- Daj mi półgodziny. - powiedziała i się rozłączyła
- Słucham?! - krzyknęłam, ale i tak wiedziałam, że ona już tego nie słyszała
Szybko wstałam i zaczęłam szukać ciuchów w które mogłabym się ubrać, a potem pobiegłam do łazienki. Zaczęłam się dobijać, bo w środku ktoś siedział, ale nic z tego, więc pobiegłam do drugiej na piętrze, ale ta też była zajęta. Zapukałam kilka razy, a odpowiedział mi głos Logana, że jeszcze chwila. Nie zostało mi nic innego niż czekanie, a jeśli z tamtej ktoś wyjdzie szybciej to pobiegnę tam. Jednak minutę później chłopak ją opuścił.
- Już nie chodzisz w samej bieliźnie? - spytał śmiejąc się i kierując do siebie
- A idź stary zboczeńcu! - krzyknęłam za nim, a ten się odwrócił i wystawił mi język, a za to ja złapałam coś ze swojego stroju, który miałam ubrać i rzuciłam w jego stronę. Niefortunnie złapałam stanik i bluzkę, a jeszcze bardziej niefortunne było to, że z pokoju wyszedł Kendall i mój biustonosz wpadł na niego, a koszulka spadła pod jego nogi. Logan zaczął się śmiać, a ja podeszłam po swoją własność i zebrałam ją wracając do łazienki. Zamknęłam oczy i starałam się unormować swój oddech, który zdecydowanie stał się szybszy przy Kendallu...
Zdążyłam się ogarnąć zanim przyszła Savannah i kiedy poszłam wrzucić do szafy piżamę, usłyszałam dzwonek.
- To do mnie! - krzyknęłam i zaraz weszłam po schodach, gdzie na nieszczęście akurat Kendall wpuszczał moją przyjaciółkę
- Witam ponownie. - powiedziała w jego stronę, ale wydało mi się, że słowa skierowane były do mnie
- No cześć, cześć. Chodź do mnie. - pociągnęłam ją za rękę i udałyśmy się do mojego pokoju...

Ogólnie to jakoś nie miałam zamiaru dziś dodawać, ale na fb zastała mnie wiadomość kiedy jakaś nowość, więc proszę Zuziu :)
Jutro piszę poprawę z matmy, cały weekend z matematyką moją ukochaną  </3 A jak nie zaliczę to nie zdam, fajnie, co nie? ;) Szczerze przyznaję się, że boję się. Kolejne sprawdziany muszę na trójki zaliczyć raczej, jak mam 4 jedynki i tylko jeden sprawdzian mogę poprawić... Robię to teraz. Będziecie trzymać kciuki? <3

piątek, 5 kwietnia 2013

rozdział 92

Wszystkich w nocy obudziło coś co działo się w salonie. Przestraszyłam się i od razu jak najszybciej się tam znalazłam, a tam okazało się, że James leżał na podłodze. Mocno się zdziwiłam i chciałam podejść do niego, aby pomóc mu wstać, ale zaraz odstraszył mnie zapach alkoholu, który można było wyczuć na kilometr.
- Coś ty narobił? - powiedziałam do siebie w myśli i chciałam jakoś pomóc mu dojść do kanapy w salonie, ale na dole pojawił się Carlos
- Nie powinnaś się przeciążać. - powiedział i podszedł do niego, po czym z trudem pomógł mu dojść i rzucił go na kanapę
- James, co jest? - odezwałam się, siadając przy jego głowie
- Mam... dzie...szko... - odparł pijackim językiem, co chwila czkając
- Co? Nie rozumiem cię. - nic nie mogłam zrozumieć, ale ten już po chwili zasnął
- Niech się tu prześpi. A my też już chodźmy. - spojrzałam na Carlosa i jego wyciągniętą dłoń
- Chwilka. - musnęłam jego policzek i poszłam do kuchni po butelkę wody i jakieś tabletki.
On jutro będzie umierał to jest więcej niż pewne. Nie wiedziałam co mogło się stać. Karoliny też nie było w domu czyli musiało się coś wydarzyć pomiędzy nimi. Było mi ich cholernie szkoda, bo cały czas w ich małżeństwie się coś działo i nie mogli mieć na dłuższą chwilę spokoju. Carlos poczekał, aż przyniosłam wszystko z kuchni i postawiłam wszystko na stoliku, a potem trzymając się za ręce podążyliśmy na górę, by starać się znów wkraść w łaski Morfeusza.
Niestety mi przez dłuższą chwilę nie udało się to zrobić. Nie mogłam przestać myśleć o tym dlaczego James tak się upił. Bardzo rzadko się zdarzało, aby on w ogóle tknął alkohol, a do tego stopnia to już bardzo dawno nie.
- Kochanie, śpisz? - szepnęłam, unosząc głowę i patrząc na Carlosa
- Nie, jakoś nie mogę.
- To tak jak i ja. Martwię się o nich bardzo.
- Skarbie, nie wiemy co się stało i jak na razie nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
- Wiem, ale jednak przykro mi, że moja przyjaciółka pokłóciła się ze swoim facetem. U nich nigdy nie może być dobrze.
- Spokojnie, jeszcze wyjdą na prostą, a teraz śpij. - musnął jeszcze moje czoło, a po chwili nas oboje zmógł sen...

Rano brutalnie zostałam wyrwana ze snu. Spałam sobie smacznie i odsypiałam imprezę, gdy nagle weszła do pokoju Karolina i mnie obudziła.
- Co chcesz? - odparłam zła
- Chciałaś jechać z nami do szpitala.
- Nie chce mi się. - zakryłam się kołdrą, bo podeszła do okna i odsłoniła zasłony
- Jest już po dziesiątej.
- Nie jadę, daj mi spokój. - wymamrotałam wtulona w poduszkę, a po chwili usłyszałam, że opuszcza mój pokój. Cholernie bolała mnie głowa, bo chyba jednak za dużo wypiłam i szczerze to nie pamiętam nawet jak wróciłam do domu. Wkurzona, że nie mogłam już zasnąć wyskoczyłam z łóżka i zauważyłam, że nie miałam na sobie wczorajszego stroju, a założoną moją koszulę nocną. Zdziwiona założyłam swoje kapcie i udałam się do łazienki na poranną toaletę. Ogarnęłam się i zmyłam cały makijaż, a potem mogłam w spokoju zejść na dół, aby wziąć jakieś proszki na ból głowy. Schodząc po schodach, zauważyłam Jamesa, który leżał i spał na kanapie. Nagle wyciągnął rękę w stronę stolika na którym leżała woda i tabletki. Szybko podbiegłam i wyrwałam mu wodę z dłoni. Spojrzał na mnie zły.
- Daj.
- Daj to chiński sprzedawca jaj. Dlaczego tak się uchlałeś?
- Oddaj mi tą wodę! - krzyknął, a po chwili się skrzywił
- Powiedz co się stało to ci dam.
- A daj mi święty spokój. - zczołgał się z kanapy i powolnym krokiem ruszył do kuchni, a ja w tej chwili zażyłam tabletkę, która na niego czekała i popiłam ją woda, która przeznaczona dla niego, ale to pomińmy
Nie podobało mi się to wszystko. Kiedy wróciłam nad ranem nie było nigdzie Karoliny, a to było bardzo dziwne. Do tego James wczoraj spotkany w klubie. Coś się musiało wydarzyć, ale co?  Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, ale na szczęście James nie zauważył mnie wczoraj, bo wspomniał by już coś na ten temat. Zaraz poszłam w ślad za nim i zobaczyłam w kuchni jak opróżnia butelkę wody.
- Jakbyś się tak nie uchlał to by teraz nie było kacyka. - powiedziałam chamsko
- Daj mi spokój, co?!  - wrzasnął i wkurzony minął mnie, a ja wzięłam tym razem dużą butelkę wody i miałam zacząć robić sobie śniadanie, lecz nagle do kuchni wszedł Kendall, który uważnie mi się przyglądał. Zła, bo dobijał mnie ten wzrok ciągle skierowany na mnie, wyszłam z kuchni i wróciłam do łóżka, starając się jeszcze trochę pospać....

Hmm.... Krótkie te rozdziały :P ale im dalej tym dłuższe staram się robić :)
No to tak ten... Mam nadzieję, że się podobało :)

czwartek, 28 marca 2013

rozdział 90 i 91

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Tak bardzo ciążyło mi to w sercu, że nie mogę mieć dziecka. Że zostałam skrzywdzona w taki sposób. Do tego Jessica najprawdopodobniej miała synka z Jamesem. Nie mogłam tego znieść. Nie mogłam dłużej już tego skrywać. Chodząc po mieście zastanawiałam się jak przeprowadzić rozmowę z moim mężem. Jak wyznać mu to wszystko. Jak przyznać się do tego wszystkiego? Bałam się, że mnie zostawi. Pragnął dziecka, a ja nie byłam w stanie mu tego dać. Jednak zrobiła to Jessica. Urodziła mu ślicznego synka. Na samą myśl w moich oczach pojawiły się łzy. Postanowiłam nie rozmawiać z Jamesem w domu. Nie chciałam, żeby ktokolwiek więcej na razie się o tym dowiedział. Wyciągnęłam z torebki telefon i dopiero teraz zauważyłam nieodebrane od niego połączenia. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, a po chwili usłyszałam jego zmartwiony głos.
- Spotkajmy się za 15 minut na Hollywood Boulevard, dobrze?
- Pewnie Skarbie. Zaraz tam będę.
Zawróciłam w stronę domu i jednak przeceniłam swoje możliwości, bo gdy doszłam na wskazaną przeze mnie ulice James już tam był.
- Skarbie, coś się stało?
- Musimy porozmawiać. Na osobności. Bez świadków. - powiedziałam, wsiadając do samochodu. Jakiś czas temu w końcu zakupiliśmy go, bo jednak bez auta to jak bez ręki. Nie mogliśmy też stale od kogoś pożyczać.
- Zaczynam się bać. - odparł na moje słowa, kiedy znalazł się za kierownicą i odpalił samochód
- Szczerze? Masz czego. - zdezorientowany spojrzał na mnie i przejechał na czerwonym świetle
- Jimie, patrz na drogę. - oparłam głowę o szybę, patrząc na to co dzieje się za nią, a James w tej chwili starł się spleść nasze dłonie, jednak zabrałam dłoń. Nie mogłam znieść myśli, że ma dziecko z Jessicą. Ze mną nie mógł, ale z nią tak.
Gdy wyjechaliśmy w nieco przestronniejsze miejsce i było o wiele mniejsze ruch nagle zatrzymał samochód. Myślałam, że wyjdziemy za miasto.
- Nie mogę już dłużej. Co się stało?
- Oprócz tego, że po poronieniu nie mogę mieć teraz dzieci i że masz dziecko z Jessicą to nic.
- Słucham? Możesz powtórzyć jeszcze raz, bo się chyba przesłyszałem?
- Nie mogę dać ci dziecka, ale masz je już z Jessicą. Dotarło?! - wkurzona wyszłam z samochodu i ruszyłam w stronę plaży
Nie poszedł za mną. Kiedy odwróciłam się zobaczyłam jak odjeżdża i zostawia mnie tu samą. Tego się bałam. Tego, że mnie zostawi, że przestane być dla niego ważna w chwili, gdy się o wszystkim dowie. Nie miałam po co żyć...

Nie mogłam się doczekać, aż mała Vivienne będzie w domu. Taka mała kopia Carlosa i Karoliny. Już ją widziałam. Taka maluśka, cudowna, piękna.
- Kaaaaarola... - zaczęłam, gdy siedziałyśmy dłuższy czas razem w salonie
- Co jest Madzia? - odwróciła głowę w moją stronę
- A kiedy Viv będzie w domu? - na jej usta od razu wkradł się uśmiech
- Za kilka dni, nie wiemy jeszcze dokładnie. Jest wcześniakiem i musi trochę pobyć w szpitalu.
- Chciałabym ją zobaczyć.
- To pojedź jutro z nami.
- Mogłabym? - zapytałam ucieszona, bo tak strasznie chciałam ją zobaczyć
Zadowolona, że odwiedzę małą Penę poszłam na górę. Musiałam zacząć szykować się na imprezę. Wychodziłam dziś z Savannah. Jako, że nadchodzą święta przez kilka dni nie będzie żadnej imprezy, więc trzeba wykorzystać te co są. Miałam niecałe dwie godziny dlatego jak najszybciej wyciągnęłam z szafy bieliznę i udałam się do łazienki na dość szybki prysznic. Wychodząc z niego, natarłam ciało balsamem brzoskwiniowej, a następnie założyłam bieliznę, aby móc zacząć suszyć włosy suszarką z dyfuzorem. Dzięki niej na mojej głowie pojawiło się mnóstwo loków, a po chwili zdałam sobie sprawę, że nie zabrałam ze sobą żadnego ubioru. Wcześniejsza odzież, którą miałam na sobie leżała już w koszu na brudne pranie, więc musiałam szybko przemknąć się do mojego pokoju. Rozejrzałam się po piętrze i nikogo nie było, więc szybko wyskoczyłam z łazienki, ale kiedy dotarłam do drzwi ze swojego pokoju wyszedł Logan.
- Magda! - zaśmiał się na mój widok
- Spadaj. - puściłam mu oczko i weszłam do pokoju
Przygotowałam sobie co założę do klubu, a potem usiadłam przy toaletce i zajęłam się moim makijażem. Musiałam dodać sobie lat, dlatego był on mocny, ale byłam już do takiego przyzwyczajona. Do tego buty na obcasie, ale takie abym nie zabiła się, ale mogła też swobodnie tańczyć. Kiedy byłam już gotowa, spakowałam najpotrzebniejsze mi rzeczy do torebki i wyszłam z pokoju. Na korytarzu spotkałam się z Loganem, a gdy mnie zobaczył to zagwizdał, za co dostał ode mnie po ramieniu.
- Madziula, nie ma opcji. Rzucam dla ciebie nawet Andreę. - wyszczerzył się w moją stronę i objął ramieniem
- A idź ty staruchu. - zaśmiałam się i zrzuciłam z siebie jego rękę, aby wyjść z domu gdzie czekała już na mnie Savannah
- Ale się odstroiłaś. Idziemy. - złapała mnie pod rękę i poszłyśmy w kierunku klubu...




Razem z Savannah bawiłam się świetnie. Znała jednego z pracowników tej dyskoteki przez co bez problemu mogłyśmy wejść do klubu i śmiało się tam bawić. Jako, że był barmanem mogłyśmy też napić się czegoś procentowego. Przetańczyłam już miliony kawałków i wydaje mi się, że to co wypiłam już ze mnie uszło. Podeszłam do baru i zamówiłam drinka od George'a. Po chwili stał już przede mną i powoli zaczęłam sączyć zawartość. Było fajnie, dobrze się bawiłam, ale nie czułam się w pełni szczęśliwa, ale nic nie byłam w stanie na to poradzić. Czegoś mi brakowało. Czegoś, a może kogoś... Nie, nie. Przechyliłam mocniej szklankę i opróżniłam ją całą, a potem strzeliłam kolejny uśmieszek do Georga.
- Rozpijam nieletnich no. - powiedział rozbawiony, robiąc kolejnego, a ja przyglądałam się jego poczynaniom, to co tam wyprawiał za ladą, było genialne.
Chwilę potem dosiadła się do mnie Sava i poprosiła Georga o coś dla siebie, a my spojrzeliśmy po sobie i zaśmialiśmy się, a ona spojrzała na nas dziwnie, ale nie pytała o co chodzi. Odwróciłam głowę w jej stronę i mój wzrok padł za nią. Gdy zobaczyłam pewną osobę, od razu zeskoczyłam z krzesełka i schowałam za Savannah.
- Co ty odpierdalasz? - spojrzała na mnie jak na idiotkę
- James tam siedzi przy ladzie. - odwróciła się za siebie i przyglądała mu się
- Oj... Tatusiek ci się nieźle narąbał.
- Słucham? - wyprostowałam się i przyjrzałam mu dokładniej, a Sava wyjęła telefon i zrobiła mu zdjęcie
- Pogrzało cię?! Przestań! - krzyknęłam na nią i kazałam usunąć to zdjęcie
- Dobra, wyluzuj. Chodź się bawić. - pociągnęła mnie za rękę i wróciłyśmy na parkiet, by na nowo wirować w rytm muzyki...

Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. James mnie tutaj zostawił, a ja nie miałam zamiaru wrócić do domu. Nie chciałam się z nim teraz skonfrontować. Było mi cholernie źle, bo nie pomyślał co ja mogę w takiej sytuacji czuć. Zostawił mnie na plaży, myśląc tylko o sobie. Z moich oczu wypłynęły już miliony łez, a z każdą chwilą czułam się jeszcze gorzej. Wzięłam swój telefon i przejrzałam kontakty. Przez przypadek mój palec zatrzymał się na numerze Ethana. Jeszcze kilka dni temu mówił, że mogę zawsze na niego liczyć, że zawsze mi pomoże, dlatego więc wybrałam jego numer. Zgłosił się bardzo szybko i od razu powiedział, że po mnie przyjedzie. Niestety nie mogłam przestać płakać i taką też mnie zobaczył, gdy po mnie przyszedł.
- Jeju. Caroline, co się stało? - wtuliłam się w jego jak bezbronne dziecko, dziecko... i znów rozpłakałam się jeszcze bardziej
- Hej, chodź tu do mnie. Wstajemy. - pociągnął mnie za sobą na górę i poprowadził do swojego samochodu, a tam dał mi chusteczki
- Jedziemy do mnie? - spojrzałam na niego i jedynie pokiwałam głową
Jechaliśmy dość długo, a ja starałam się opanować mój płacz. Było to strasznie trudne, bo to tak bardzo bolało... Poczułam się jakby James potraktował mnie jak ostatniego śmiecia. Nic nieznaczącego, na którego nie warto zwrócić nawet uwagi. Co on sobie w ogóle myślał tak zostawiając mnie na tej cholernej plaży?! Nagle stanęliśmy i rozejrzałam się po okolicy. Jeszcze nigdy nie byłam u niego. Zauważyłam nazwę ulicy i mocno się zdziwiłam.
- Ethan, a czy to na serio było blisko do mojego wcześniejszego domu? - spytałam podejrzliwie, a ten uśmiechnął się w moją stronę
- No ale... Co mi szkodziło? To niecałe dziesięć minut.
- Ethan!
- Oj nie gniewaj się. - podszedł do mnie i delikatnie połaskotał, przez co się zaśmiałam
- Jesteś niemożliwy. - uśmiechnęliśmy się do siebie, a zaraz skierowaliśmy się w stronę jego mieszkania...


Autorka siedzi w domu, autorka się dziś starzeje, autorka nudzi się XD Taki mały prezencik dla Was ;)

czwartek, 21 marca 2013

rozdział 89

Wczoraj przez cały wieczór Karolina próbowała jakoś ze mną porozmawiać, ale ja tego nie chciałam. Udało mi się tego uniknąć, ale kiedy wróciłam z pracy nie dała mi się już zbyć. Chodziła za mną ciągle i nic z tego.
- Czego ty chcesz? - odezwałam się zła
- Porozmawiać.
- O czym niby?
- James się o ciebie martwi. Mówi, że od kilku dni jesteś jakaś dziwna i pewnego dnia, gdy wróciłaś płakałaś.
- Mogę powiedzieć ci jedno. Zajmij się swoim życiem i swoim dzieckiem. - tak, byłam zazdrosna o to, że Karolina miała dziecko, że urodziła córeczkę, a mi to już nie było dane... Poczułam zbierające się w oczach łzy i chciałam szybko odejść, jednak ta pociągnęła mnie za rękę i zauważyła jak zaciskam usta, starając się nie rozpłakać.
- Karolcia, co jest? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
- Czy nie możesz uszanować, że nie chce o tym mówić? Zawsze musisz wszystko wiedzieć? - może i byłam wobec niej chamska, ale w tym momencie nie umiałam się inaczej zachować. Kiedy patrzyłam na nią to przed oczami miałam obrazy jej i Carlosa oraz tego jak się cieszą i oczekują na narodziny małej. Kiedyś mi się nie udało, a teraz już nie mogę... Popełniłam zbyt wiele błędów, a teraz jestem karana... Coś na pozór karmy, ale dlaczego w taki sposób? Kiedy tak bardzo pragnęłam mieć dziecko?
Mierzyłyśmy się wzrokiem, a to ona pierwsza odpuściła, a wtedy wyszłam z domu. Nie miałam zamiaru na kolejną taką aferę. Wiem, że powinnam o tym komuś powiedzieć... Ale nie potrafiłam. Nie umiałam tego zaakceptować i przyzwyczaić się do tej myśli...

Nie wiedziałam co się dzieje. Nikt w tym domu nie zachowywał się normalnie. Z Karoliną coś się stało. Nie chciała porozmawiać z Jamesem ani mną. Carlos też coś świrował i nie wiadomo o co chodziło. Czy... Nie... To nierealne. Prawda? Przecież pomiędzy nimi nic nie mogło się wydarzyć. Nie! Dwie najbliższe mi osoby nie zrobiły czegoś tak okropnego. Nie to nie możliwe. Że też w ogóle coś takiego wpadło mi do głowy. Nie ma takiej możliwości.
- Carlos?! - krzyknęłam i udałam się od razu do góry
- Coś się stało?
- Musimy porozmawiać. Teraz. Natychmiast!
- Ej, kochanie. Co się dzieje? - zaciągnęłam go z powrotem do pokoju małej, bo on cały czas tam coś dopracowywał
- Łączy cię coś z Karoliną? - wybuchł śmiechem, a potem na mnie spojrzał
- Ty pytasz poważnie?
- Jak najbardziej. Od kilku dni ty i Karolina zachowujecie się dziwnie.
- Nie mogę uwierzyć w to, że w ogóle o tym pomyślałaś. - pokręcił z dezaprobatą głową i chciał wyjść, omijając mnie
- To co mam myśleć, gdy żadne z was nie chce ze mną rozmawiać?!
Wtedy powiedział mi o co chodzi naprawdę. Nie sądziłam, że oto może chodzić i zrobiło mi się cholernie głupio, że mogłam ich o coś takiego posądzić. Obwiniał się, że to przez niego Vivienne urodziła się za wcześnie, że gdyby nie jego upór w błahej sprawie to byłoby wszystko w porządku. Taka sama było moja wina, że byłam zbyt ciekawska. W końcu porozmawialiśmy sobie spokojnie i wyjaśniliśmy wszystko. Przecież najważniejsze, że Vivienne nic nie było. Niczym więcej nie powinniśmy się przejmować.

piątek, 15 marca 2013

rozdział 88

Przez to wszystko co działo się ostatnio nie mogłam się na niczym skupić. Myśli pałętały się jedynie wokół jednego. Tego, że nie mogłam mieć dziecka, które tak bardzo pragnęliśmy z Jamesem. Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć, bo wiedziałam, że bardzo tego chce, że chce zostać tatą. Nie wiedziałam jak to powiedzieć komukolwiek! To było dla mnie coś strasznego, coś na domiar tragedii. Kiedy w przeszłości nie chciałam dziecka, zostało mi one ofiarowane, a gdy zaczęłam je kochać zostało mi odebrane, choć i tak wtedy byłam głupią małolatą. Dopiero teraz odczuwam to, że mogłam mieć dziecko. Małą kopię siebie, która byłaby dla mnie najważniejsza.
- Caroline, co jest? - usłyszałam, a kiedy podniosłam głowę Ethan palcem starł łzy, które wypłynęły z moich oczu
- Trudny okres i tyle.
- Coś z Jamesem?
- Po części.
- Chcesz pogadać?
- Nie Ethan. Przepraszam, ale na razie sama muszę sobie z tym poradzić.
- Ok, w porządku. Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. - dotknął mojej dłoni
- Wiem i dziękuje. - uśmiechnęłam się, a wtedy zza drzwi wyszedł nasz szef, który mnie do siebie poprosił.
Zaskoczona skierowałam się do jego biura i zastanawiałam się co takiego się stało, że chciał ze mną porozmawiać. Szybko się dowiedziałam, bo od razu przeszedł do sedna i że zauważył, iż od kilku dni przychodzę do pracy niewyspana i zmartwiona czymś. Chciał mi nawet dać wolne, ale nie ma takiej opcji. Nie mam ochoty spędzał całego dnia w domu. Nie potrafię jeszcze porozmawiać z Jamesem na temat dziecka... Którego nie możemy mieć...

Dość długo rozmawialiśmy w salonie całą piątkę, ale z czasem moje oczy zaczęły się zamykać, aż w końcu zasnęłam. Wtedy Carlos musiał przenieść mnie do pokoju, bo kiedy obudziłam się leżałam w naszym pokoju, wtulona w kołdrę. Wyszłam z łóżka i zastanawiałam się gdzie mogę znaleźć ukochanego, ale szybko go znalazłam, ponieważ usłyszałam jakieś hałasy w przyszłym pokoju naszej Vivienne. Zapukałam do drzwi, bo nie chciałam, żeby znów się na mnie zezłościć, że jestem za ciekawska. Gdybym ostatnio taka nie była Viv, nie urodziłaby się w trybie ekspresowym.
- O Kochanie. Już się obudziłaś? - wychylił się zza drzwi
- Tak, a mogę wejść?
- No dobra.
- Ale nie. Jak nie chcesz to nie wejdę. Poczekam.
- Oj chodź Kochanie. - ujął moją dłoń i zaprowadził do środka
Aż zaparło mi dech w piersi. Pokój był cudowny. Carlos ustawiał jeszcze mebelki w pokoju, ale i tak byłam nim zauroczona. Wyglądało to przepięknie. Od razu przytuliłam się mocno do Carlosa i pocałował go.
- Jest prześlicznie. Nie sądziłam, że w pokoju można się zakochać. - w końcu na jego ustach od kilku dni zauważyłam uśmiech
- Nareszcie. Powiesz mi czemu od kilku dni chodzisz smutny? Odkąd urodziła się nasza Vivienne?
- Przestań. Nie szukaj dziury w całym.
- Wiem, że coś się stało. Nie uda Ci się mnie okłamać, bo to widzę.
- Oj nic takiego.
- Carlos, proszę. Powiedz mi no.
- Nic się nie dzieje, ok? A teraz chciałbym dokończyć pokój.
- Świetnie. Najlepiej nie rozmawiać o problemie!
Wyszłam wkurzona z pokoju i zastanawiałam się o co mogło chodzić, bo na to, że powie mi po ludzku co się stało to nie miałam co liczyć.

Siedzę sobie chora, siedzę i mam już 5 do przodu :D Będą nowe dość szybko :D

Vivienne jest już w bohaterach chciałabym Wam oznajmić ;)

czwartek, 14 marca 2013

rozdział 87

Niestety, ale konieczne było, aby nasza córeczka została dłużej w szpitalu. Wszystko było w porządku, ale jednak dla bezpieczeństwa lekarze woleli mieć ją na obserwacji. Carlos był u nas codziennie, a teraz czekałam, aż przyjedzie, bo miałam dziś dostać wypis.
Kiedy odciągałam pokarm, który musiałam zostawić dla małej, wszedł mój ukochany.
- Cześć Kochanie. - podszedł i musnął mnie w czoło
- Hej. Już niedługo będziemy się mogli zbierać.
- W porządku. - zrobił to ze smutną miną. Ogólnie od kilku dni zachowywał się dziwnie.
- Carlos, coś się stało?
- Nie, nic. - powiedział, rozglądając się po sali - Może cię spakuje?
- Spokojnie, już to zrobiłam. Kochanie, na pewno wszystko ok?
- Tak, nie masz o co się martwić. - po raz kolejny musnął ustami moje czoło
Zaraz pojawił się w sali lekarz, aby dać mi wypis, a potem po drodze do samochodu, mieliśmy zajrzeć do naszej córeczki. Jednak kiedy znajdywaliśmy się na oddziale noworodkowym Carlos stwierdził, że nie będzie wchodził z moją torbą i zaniesie ją do samochodu, a wcześniej u niej był. W takim razie odwiedziłam ją sama, ale bardzo żałowałam, że nie mogę wziąć jej na ręce i przytulić. Przez jakiś czas musiała być jeszcze w inkubatorze, ale jej zdrowie już się polepszało i było z nią o wiele lepiej. Bałam się, że będą jakieś komplikujcie, bo urodziła się dwa tygodnie przez terminem, ale była prawie okazem zdrowia. Drobne sprawy, ale tak to nie musieliśmy się o nią bardziej martwić.
Po powrocie do domu każdy z chłopców mocno mnie przytulił na powitanie, ale jednak humory nie były najlepsze. James był jakiś nieswój, ani nigdzie nie było Karoliny. Co dziwne, nie mówię, że byłoby to konieczne, ale przez te kilka dni co byłam w szpitalu nie odwiedziła mnie. Nie wiedziałam co o tym myśleć, a do tego coś było teraz z Jamesem.
- Jamie, pomożesz mi przynieść te herbaty? - zawołałam z kuchni
- Hmm? A tak, ok. - wstał i przyszedł do mnie, od razu chcąc wziąć herbaty
- James, co się stało? - zatrzymałam go, łapiąc za ręke
- Nie, co ty. Wszystko w porządku.
- Coś z Karoliną? - widziałam, że trafiłam w sedno, było to po nim widać
- Co z nią?
- A żebym ja to wiedział... Przyszła do domu zapłakana, ale powiedziała, że na razie nie chce o tym rozmawiać. Spróbujesz, gdy wróci? Nawet nie wiem gdzie ona jest... Jest od kilku dni jakaś inna, a ja przez to nie mogę się na niczym skupić.
- Jamie, spokojnie. Pogadam z nią. Nie martw się na zapas. - przytuliłam go mocno, bo nie potrafiłam patrzeć na smutek przyjaciela
Wróciliśmy do reszty, a wtedy któryś z chłopaków spytał jak nazwiemy naszą pociechę. Myślałam o tym milion razy jak leżałam w szpitalu, ale nie mogłam się nadal zdecydować. Cały czas podobało mi się ich milion.
- Carlos, masz jakiś pomysł? - ale ten pokręcił jedynie głową
- A ja się nie potrafię zdecydować. Myślałam o tym praktycznie cały czas będąc w szpitalu.
- Może Amanda? - zaproponował Logan
- Szkoda, że z Andreą nie wyjechałeś. - odparł Kendall, a Logan wystawił mu język
- Michelle? - dodał Kend
- Vivienne? - odezwał się James
- Vivienne Pena? - podłapałam - Carlos, jak myślisz?
- Podoba mi się.
- Czyli witamy Vivienne! - krzyknęli chłopcy, a potem zaczęliśmy się wszyscy śmiać
Spodobało mi się to imię. Naprawdę, aż się dziwie, że nie brałam go pod uwagę. Pięknie komponowało się z nazwiskiem jak na razie jedynie Carlosa. Wtuliłam się mocniej w niego, a on splótł nasze dłonie. Mogę w taki sposób spędzić resztę mojego życia...

Ahh ♡ Mamy malutką Vivienne ♡ 

Wasza nienormalna pisarka siedzi w domu, ma antybiotyk i tak pisze i pisze i pisze... Nie chce pisać, że rozdziały częściej, bo jak zwykle zapeszę :P Na razie mam jeszcze 2,5 do przodu :D

A co tam. Znowu dedyk dla Mamusi Małej Vivienne. To przecież Ona wybierała imię

Zapraszam do bohaterów

poniedziałek, 11 marca 2013

rozdział 86

Kilka miesięcy później...

Carlos zupełnie zwariował. Jeszcze miesiąc do urodzenia naszej córeczki, a ten już wariuje na punkcie jej pokoiku. Nie chciał nikogo do niego wpuścić, nawet mnie. Ale kobiecie w ciąży się nie odmawia, prawda? Trzeba było to wykorzystać jak nic go nie ruszało. Co chwila mu czegoś brakowało i chciał latać co chwila do sklepu. Jednak w końcu na spokojnie pomyślał i spisał co dokładnie mu brakuje. Wtedy wybrał się się do sklepu, zakupił wszystko i wrócił do domu. Zrobił sobie czapeczkę z gazety, a potem przebrał w odzież, której nie byłoby szkoda, bo co do czego, ale byłam pewna, że Carlos się ubrudzi. Otworzył pudełko z farbą i zaraz był brudny... Zaśmiałam się pod nosem, patrząc na jego poczynania. Ustawił drabinę i zaczął na nią wchodzić.
- Tylko mi się nie zabij. - powiedziałam z uśmiechem, a ten odwrócił się do mnie i przesłał buziaka w moją stronę
Wyszłam z pokoju małej i udałam się do kuchni. W czasie ciąży mogłabym cały czas jeść. Znalazłam jakiegoś batonika, a potem z naszej nowej biblioteczki w salonie wzięłam książkę imion. Nie mogłam się zdecydować na jedno i te najpiękniejsze imię. Każdego dnia zmieniało mi się one i żadne na dłużej nie pozostało w mojej głowie. Milion razy zaglądałam do tego zbioru imion, ale nic mi to nie dawało. Tym razem na nic się nie zdecydowałam, bo byłam strasznie ciekawa pokoju, który urządzi małej Carlos. Powoli weszłam na górę i zajrzałam do środka pokoiku. Jedna ściana była już pomalowana, a kolejną dopiero zaczynał. Jej... Kolor był cudowny. Wydaję mi się, że jest to brzoskwiniowy. A pod oknem zauważyłam jakąś... To chyba fototapeta. Od razu ruszyłam w tamtym kierunku i nachyliłam się, aby ją zobaczyć, kiedy Carlos się odwrócił i to zobaczył.
- Nie waż się ruszyć! I nic mi nie mów o ciąży! Chociaż jedna niespo... - oburzony schodził z drabiny, kiedy ominął jeden schodek i wylądował plecami na podłodze!
- Carlos! - od razu szybko wstałam i chciałam do niego jak najszybciej podejść, gdy poczułam mocny ból w dole brzucha
- Caa... Carll... - nie mogłam w ogóle złapać oddechu, bolało okropnie
- Cholera, Karolina! - szybko podniósł się z podłogi i złapał mnie w ostatniej chwili, bo inaczej upadłabym na ziemie
- Boli... - wyszeptałam, a ten wziął mnie na ręce i pognał do samochodu...

Wyszłam z gabinetu lekarza cała zapłakana. To czego się dowiedziałam było okropne... Byłam pewna, że wszystko w porządku, a jednak to ja jestem winna temu wszystkiemu. Staraliśmy się z Jamesem o dziecko, a przez kilka miesięcy nam się to nie udawało. Zaproponowałam Jamesowi, abyśmy zrobili badania. Nie przypuszczałam, że tak zareaguje na tą propozycję... Zaczął się wściekać, że niby jest gorszy od Łukasza, bo z nim udało mi się zajść w ciążę, a nam nie wychodzi. Nie odzywał się do mnie przez kilka dni, ale po dwóch tygodniach wręczył mi badania, które potwierdzały jego płodność i ja zrobiłam badania tak dla pewności. Jednak okazało się, że po poronieniu, które przeżyłam musiało się coś wydarzyć i nie mogłam zajść w ciążę, nie mogłam dać Jamesowi potomka, tego czego tak bardzo pragnął... Nie chciałam od razu wrócić do domu. Musiałam ochłonąć, musiałam się wypłakać. Ja... Ja zupełnie nie wiedziałam co robić. To było okropne. Przeszłam się do parku, żeby tam uspokoić myśli i starać poukładać sobie wszystko w głowie. Nie było mi to dane. Podeszła do mnie jakaś dziewczyna z dzieckiem i zapytała:
- Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku. - wysyczałam i spojrzałam wtedy na nią
- Jee... Jessica? - spytałam zszokowana
Zupełnie jej nie poznałam. Zmieniła się, zdecydowanie na lepsze. Wyglądała pięknie, wręcz olśniewająco i do tego miała dziecko... Spojrzałam na jej synka, a gdy ona to zauważyła, uśmiechnęła się i wzięła go na ręce.
- To mój synek. Dominic.
- Ile ma? - spytałam z ciekawości
- Dwadzieścia miesięcy. - uśmiechnęła się, a mi do głowy wpadła jedna myśl
Zerwałam się z ławki i pobiegłam do domu. Wpadłam do domu, a nikogo w nim na szczęście nie było i rzuciłam się do łóżka. Jedyne na co było nie teraz stać to płacz... Czułam się jak najgorszy śmieć, nic nie warta, nic nie znacząca...
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, a obudził mnie pocałunek Jamesa.
- Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić. Kochanie, płakałaś? - spytał
- Nie. - starałam się uśmiechnąć
- Rozmazany tusz do rzęs na twoich policzkach wskazuje na co innego.
- James, przepraszam. Ale na razie nie chce o tym rozmawiać, dobrze?
- Dobrze, ale mogę wiedzieć czy to coś poważnego?
- Porozmawiamy, gdy do tego przywyknę... - zeszłam z łóżka i udałam się do łazienki, żeby umyć się i nie przypominać potwora

Jeszcze tylko tydzień szkoły i święta... Już nie mogę się doczekać, aż w końcu będę mieć spokój choć na trochę. Przed szkołą spotkałam się z Savannah.
- Chce ci się iść do szkoły? - spytała
- Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnę. Orgazm normalnie. - zironizowałam i przekręciłam oczami
- To chodź. - pociągnęła mnie za rękę. Na początku bałam się , co jeśli Karolina się dowie?
- Oj nie boj się. Napiszę ci zwolnienie. - zaśmiała się
- Często to robisz? - spytałam, kiedy opuściłyśmy mury szkoły
- Zdarza się.
- Czyli te twoje częste wizyty u lekarza...
- Aj głuptasku. - zaśmiała się - Proponuję jakąś kawiarnię.
- Dobrze, chodźmy. - nie powiem, trochę się obawiałam tej ucieczki ze szkoły, ale nie chciałam wyjść na tchórza. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale jeśli Savannah to robi, czemu ja nie mogę?
Spory czas spędziłyśmy w kawiarni, a potem udałyśmy się do centrum handlowego. Zaczęłyśmy przebierać się w ciuchy, a w pewnym momencie mojej przyjaciółce strasznie spodobała się jedna bluzka. Zaczęła chować ją do swojej torby.
- Co ty robisz?!
- Ciii... - zakryła mi dłonią usta
- Chcesz to ukraść? - wyszeptałam
- Nie mów, że nigdy tego nie robiłaś - uśmiechnęła się łobuzersko
- Właśnie nie. Zapłacę za nią, nie rób tego.
- Zapłacisz? Skąd masz pieniądze? Ukradłaś swojemu Kendallkowi? - zmrużyłam oczy, dlaczego ona zawsze musi o nim wspominać?!
- Nie. Dostaję od rodziców. - wysyczałam wściekła
- Przecież twoja siostrzyczka się z nimi pokłóciła i cię zabrała. - spytała zdezorientowana
- Tak, ale oni nadal przesyłają nam pieniądze.
- Ooo. A twoja siostrzyczka o tym wie czy ma aż tyle pieniędzy, że kilka tysięcy w tą czy w tamtą i tego nie zauważa?
- Możesz jej nie obrażać?!
- Dobra, dobra. Chiil out. Bierz kasę i i zapłacisz za mnie, tak? - uśmiechnęła się miło, a że ja nie chciałam żeby ją ukradła, zrobiłam to...

Kiedy dotarliśmy do szpitala i Carlos opisał sytuację, a lekarz się ogarnął zabrali mnie na porodówkę. Przestraszyłam się jak nie wiem. Przecież do porodu jeszcze miesiąc! Jeśli coś jej się stanie to nigdy tego sobie nie wybaczę! Nie kontaktowałam do końca i ciężko mi było skupić się na tym co się dzieje wokół. Bałam się tylko o swoją córeczkę. To jeszcze było za wcześnie... Pojawił się przy mnie Carlos, który chwycił mnie za dłoń i mówił coś do mnie, ale nie docierało to do mnie. Poczułam mocny ból, a po chwili przestałam czuć jakąkolwiek część ciała. Po dłuższej chwili lekarz uniósł do góry malutką istotkę i zapytał o coś Carlosa tylko, że nagle zniknął mi z pola widzenia, a pielęgniarki uśmiechnęły się.
- Mąż nie wytrzymał. - usłyszałam, a wtedy pielęgniarki przecięły pępowinę, a po chwili w moich ramionach pojawiła się moja córeczka...

- Kochanie, o której kończysz? - usłyszałam w telefonie swojego ukochanego, kiedy odebrałam telefon
- Jeszcze godzina, a coś się stało? - spytałam zmartwiona
- Po prostu się za tobą stęskniłem. - przespałam do niego buziaka przez telefon
- Słodziaku mój. Po pracy od razu przyjadę. Albo... Wpadniesz po mnie, hmm? Nie chce mi się tłuc metrem.
- Ile razy mam ci mówić, że mogę ci pożyczyć samochód? Albo... KUPIĆ!
- Logan! Przestań, ok? Sama sobie uzbieram na ten cholerny samochód.
- Jesteś uparta.
- Ale mnie kochasz.
- Przecież to oczywiste. Będę za godzinę pod bankiem.
Nienawidziłam tej pracy, ale gdyby nie ona, musiałabym wrócić do rodzinnego miasta i powiedzieć rodzicom, że mieli rację co do mojego byłego chłopaka. Tak... Moi rodzice nadal nie wiedzieli, że rozstałam się z Brianem... Nienawidziłam przyznawać się do błędów, szczególnie rodzicom. Od zawsze nie lubili Briana, a okazało się, że gdy przeprowadziłam się z nim do innego miasta to zaczął mnie zdradzać i wysłał mi smsa, że z nami koniec, a swoje rzeczy mam zabrać do wieczora. Musiałam wtedy część swoich oszczędności wydać na hotel, a w LA nie są one wcale takie tanie... A tego dnia spotkałam Logana i nawet nie pomyślałam, że spotkałam miłość mojego życia. Znam go już pół roku i jestem pewna, że kocham tego wariata. Obawiałam się tego, że nasz związek nie przetrwa ciągłych wyjazdów chłopaków, ale nasza miłość rozkwitła, a oni na razie nie wyjeżdżali w dłuższe trasy, ponieważ Carlos nie chciał zostawić Karoliny, bał się o zdrowie jej i dziecka.
W końcu skończyłam pracę, a Logan czekał już na mnie przed wejściem. Przez cały czas uśmiechał się do mnie, a kiedy wyszłam, porwał mnie w ramiona, aby wpić w moje usta.
- Zostałaś ciocią. - uśmiechnął się szerzej, a i ja od razu to zrobiłam na tą wieść
- Karola urodziła? Ale... Coś się stało? Przecież miała urodzić w styczniu jakoś?
- Ahh... Carlos coś odwalił i się zaczęło. Ale z małą wszystko w porządku.
- To cudownie. Jedźmy do nich! - pobiegłam do samochodu, a zaraz już jechaliśmy w kierunku szpitala, aby odwiedzić panie Pena..


Tak, lubię być wredna i wszystko przyśpieszyłam :D
Nie zabijcie ♥ Pamiętajcie, że Was kocham ♥

Z dedykacją dla Mamusi małej ♥

sobota, 2 marca 2013

rozdział 85

Minęło kilka dni, a nam udało się kupić dom. Trzeba było coś wymyślić. Udało nam się trafić piękny dom z 8 pokojami, z balkonem i pięknym, dużym ogrodem. Żyć nie umierać. Pierwsze co zrobiliśmy to założyliśmy alarm przeciwpożarowy. Chodziliśmy i jedyne co my kupiliśmy to łóżka. James i Carlos nie chcieli malować swoich i dziewczyn pokoi. Za to ja z Loganem mogłem się w to pobawić. Magda i tak nie będzie mieszkać ze mną w pokoju, a Logan. Nie wiem jak to pomiędzy nim, a tą Andreą. Wraca czasami na noc, a znika na całe dnie. Wszystkim się układa, ale nie mi.. Magda cały dzień nie odbierała ode mnie telefonu. Nie wiedziałem co robić. Kiedy odbierała już ode mnie to nasza rozmowa nie kleiła się i nie mogliśmy się zbytnio dogadać. Przecież wiem, że coś się stało. Tylko jak mam do tego dojść skoro ona jest na tych całych wakacjach z tą Savannah. Swoją drogą nawet jej nie znam. Nie znam jej znajomych prawie w ogóle. Czy ona się mnie wstydziła? Tego, że jestem starszy? Czy czegoś innego? Nie mogę się doczekać, gdy tu wróci i będę mógł sobie z nią normalnie porozmawiać. Tak to nie odbierze sobie telefonu i nic nie jestem w stanie zrobić. To zaczyna być już mocno wkurzające. Co to za rozwiązanie nie odbierać telefonu... Każdy by tak mógł. Jeśli coś jest nie tak, przecież mi może tak po prostu o tym powiedzieć. Przez to, że cały dzień dziś ode mnie nie odbierała nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Chodziłem w tą i we wtem i na niczym nie mogłem się porządnie skupić. Brakowało mi Magdy, a to że nie mogłem nawet z nią pogadać przez ten głupi telefon, a to nie wpływało na mnie dobrze.
- Kendall, co z tobą? - usłyszałem
- Nic takiego. - odpowiedziałem Carlosowi, robiąc sobie kawę
- Coś się stało?
- Nie chce mi się o tym gadać. - odparłem i wyszedłem z kubkiem w kierunku swojego pokoju
Cały czas się dręczyłem i próbowałem rozkminić co takiego mogło się stać. Zastanawiałem się czy nie zrobiłem czegoś co by ją uraziło, ale doszedłem do wniosku, że nie. Przynajmniej moim zdaniem. Usłyszałem, że na dole zrobiło się zamieszanie i byłem ciekaw czemu. Wyszedłem z pokoju, a wyglądając tylko za drzwi usłyszałem, że Carlos wita się z Magdą. Tylko, że co ona tu robi? Nasze spojrzenia się spotkały. Nic nie zrobiła tylko dalej zaczęła rozmawiać z chłopakami. Trzasnąłem drzwiami i usiadłem na łóżku. Nie wiedziałem co się dzieje. Po chwili było słychać, że chłopaki wyszli i odjeżdżają samochodem, a Magda wciąga walizkę na górę. Przez kolejne kilka minut nie zajrzała do mnie. W końcu nie wytrzymałem i chciałem do niej pójść, a ona w tym momencie wyszła od siebie.
- Magda, czy mogę wiedzieć do cholery o co ci chodzi?
- Przepraszam Kendall, ale między nami koniec. - zadała cios w serce i tak po prostu wyszła z domu...


Nie zabijajcie! Chociaż na razie!
Powiem Wam coś... Następny rozdział będzie MEEEEEGA długi i chyba się w nim zakochałam ♥♥♥ Ale i tak za niego mnie zabijecie XD

wtorek, 26 lutego 2013

rozdział 84

Przez długi czas tak po prostu leżeliśmy z Andreą wtuleni w siebie. Nie chciałem przerywać tej ciszy, bo bałem się czy zaraz nie naskoczy na mnie. To wszystko działo się pod wpływem chwili jednak tą ciszę przerwał telefon. Za pierwszym razem olałem go, ale zaczął dzwonić drugi raz.
- Odbierz ten cholerny telefon. - wymamrotała Andrea leżąca na moim torsie
Rozejrzałem się w celu namierzenia moich spodni, który wylądowały dość daleko jednak udało mi się je przyciągnąć za nogawkę i odebrałem ten telefon. Swoją drogą mam durny dzwonek.
- Co jest?
- Gdzie ty jesteś?
- Gdzieś.
- Dobra, u Andrei. O której wracasz? O ile wracasz. - dziewczyna podniosła się i spojrzała na mnie
- Jeszcze nie wiem.
- Jak coś jesteśmy w tym hotelu niedaleko naszego domu. Byłego domu...
- O czym ty mówisz?
- A tam. Bawcie się tam miło. - chłopak się rozłączył, a ja odłożyłem telefon na stolik obok
- Zakochałam się w tobie, wiesz? - powiedziała krążąc palcem po moim brzuchu
- To dobrze, bo ja w tobie także. - spojrzała na mnie ponownie i dostałem soczystego całusa
- Myślisz, że uda nam się? Zaraz wracasz w trasę z powrotem.
- Jeśli tego będziemy chcieli to nam się uda. - odparłem, splatając jej palce ze swoimi
- Chciałabym bardzo. - przewróciłem ją, a potem zacząłem całować, aby odkrywać kolejne tajemnice jej ciała...

Ostatnio martwiłem się coraz bardziej. Wszystko w ostatnim czasie lubiło się chrzanić. Z Magdą rozmawiałem bardzo rzadko, a nasze rozmowy jakoś nie należały do najprzyjemniejszych i tym martwiłem się najbardziej. Tylko czekałem, aż wróci aby porozmawiać z nią na spokojnie. Przecież razem jesteśmy od niedawna i już zaczęło się coś pomiędzy nami psuć? Nie, tak nie może być!
Kolejnego dnia wybrałem się do szpitala. Poszedłem tam sam, bo chciałem pogadać z Karoliną sam na sam. Obawiałem się, że coś złego się dzieje na tym jej wyjeździe z tą całą Savannah. Dotarłem do placówki i jej sali, gdy spała. W sumie to nie chciałem jej budzić, więc skierowałem się do drugiej Karoli. Ta natomiast nie spała.
- Siemano. - wszedłem do niej, a ta spojrzała na mnie
- Kendzio? A to ty tu u mnie?
- Nie mogę odwiedzić przyjaciółek mych?
- A siadaj tu. - uśmiechnęła się do mnie, a ja usiadłem przy niej
Pogrążyliśmy się w rozmowie i udało mi się uciec od jej wypytywań, bo często próbowała wyciągnąć ze mnie mój prawdziwy powód wizyty tutaj. Rozmawialiśmy w sumie tak o niczym, gdy do sali weszła druga z przyjaciółek.
- Pielęgniarka mi mówiła, że był u mnie pewien blondyn. Co tam Kend?
- Po prostu wpadłem odwiedzić przyjaciółki. Czy to jakiś grzech? - w sumie to może jednak nie będę rozmawiał, sprawa jakoś się wyjaśni
- Kendall. - usłyszałem obie
- No serio nic! - spojrzały na mnie, ale i tak nie miałem zamiaru ustąpić. Dziwnie tak rozmawiać z dziewczyną na temat innej.
- Kendallu Schmidtcie, gadaj o co chodzi, a nie siedzisz i udajesz, że o nic nie chodzi.
- Bo nie chodzi? - kurde, wyszło jak pytanie. Nie dobrze...
- Teraz już mamy pewność. A więc? - czułem się jakby czytały ze mnie na wylot i w końcu przez te ich spojrzenia opowiedziałem o co mi chodzi
Karolina w sumie nie zdawała sobie sprawy, bo z nią Magda rozmawiała normalnie i to tylko moim zdaniem było coś nie tak. Nie chciałem jej stracić, bo mimo, że Magda ma tylko naście lat to naprawdę się w niej zakochałem. Była dla mnie najważniejsza i martwiłem się o nią bardzo mocno. Stwierdziły, że jestem przewrażliwiony. Możliwe, że taka jest prawda.



Wątek Magdy wyjaśni się dość szybko Wam powiem :P A potem coś się wydarzy :) I to w każdego coś :P Ahh... Szykować tasaki, siekiery i inne :D

wtorek, 12 lutego 2013

rozdział 83

Lekarz powiedział, że ciąża Karoli najprawdopodobniej jest zagrożona. Jeśli jeszcze raz będzie miała taki skok ciśnienia to już okaże się tak na pewno. Carlos od razu chciał do niej wejść, ale lekarz mu zabronił. Zaczął się z nim spierać, ale i tak to nic nie dało. Kłócił się z nim, kłócił, ale nie przyniosło to żadnych skutków. Usiadł bezradnie na krześle i schował twarz w dłoniach. Kucnęłam przy nim i mocno przytuliłam.
- Nie martw się. Będzie dobrze.
- To wszystko cholera przez to, że ciągle mnie przy niej nie ma, gdy tego potrzebuje!
- Carlos...
- Co Carlos?! No co Carlos?! Przez tą cholerną pracę nie mogę być przy tym jak rozwija się moje dziecko! Cały czas jestem z dala od tego, a teraz mogło mu się coś stać! Jeszcze ten pożar!
- Nie jesteś i tak w stanie nic zrobić.
- I to jest najgorsze!
- Proszę się uspokoić. To jest szpital. A pani, pani Caroline to powinna być na sali. - odezwała się jakaś pielęgniarka
Pożegnałam się z chłopakami i poszłam na swoją salę. I co? Miałam tak siedzieć i nic nie robić? Nic mi nie jest tylko nawdychałam się trochę tego dymu, a ci robią wielkie halo z tego. Trudno, ale chce jak najszybciej stąd wyjść. Niech skończy się to wszystko i w końcu wyjdźmy wszyscy na prostą...

Kiedy okazało się, że z dziewczynami jest wszystko ok, tylko zastają na obserwacji to od razu zadzwoniłem do Andrei, żeby się z nią spotkać. Przez cały czas kiedy byłem w trasie kontaktowaliśmy się ze sobą bardzo dużo. Miałem nadzieję, że w końcu spotkałem kobietę z którą mógłbym się związać tak na poważnie. Umówiliśmy się u niej, więc ustawiłem sobie GPS i dwadzieścia minut później byłem u niej pod blokiem. Sprawdziłem dokładnie adres i zaraz znajdywałem się pod jej drzwiami. Otworzyła mi będąc ubrana w zwykłą zieloną sukienkę, ale dla mnie i tak wyglądała cudownie.
- Jesteś śliczna.
- Ilu dziewczynom już to mówiłeś?
- Andrea, przestań. Mówię prawdę.
- Dziękuje. - musnęła mój policzek, patrząc mi prosto w oczy
Jednak jej oczy jakby zahipnotyzowały mnie i przyciągnąłem ją do siebie, obejmując w talii i wpiłem w jej usta. Na początku obawiałem się, że mnie spoliczkuje jednak odwzajemniła pocałunek. Moje dłonie zaczęły krążyć po jej ciele, a ona ściągnęła z moich ramion kurtkę, która znalazła się na podłodze, a zaraz za nią w ślad poszła reszta naszej garderoby. Mając na sobie jedynie bieliznę dziewczyna założyła na mojej szyi dłonie, by unieść się i objąć mnie nogami w biodrach. Trzymając ją przeszedłem w stronę kanapy, która stała w salonie, aby pozbyć się zbędnych w tej chwili rzeczy, które osłaniały nasze ciała i złączyć nasze ciała w jedność...

Byłem załamany. Próbowaliśmy znaleźć kogoś kto odremontuje nasz dom i umówiliśmy się z kilkoma firmami, jednak każdy kto tu przychodził odmawiał. Stwierdzał, że jest tu naruszona konstrukcja domu i nawet po remoncie mogłoby to się wszystko zawalić. Nie byliśmy w stanie nic zrobić. Pocieszali nas tym, że mamy ubezpieczenie i dostaniemy za to sporą sumę pieniędzy, ale to nie o pieniądze tu chodziło. Tam było wszystko, to w tym domu zapoczątkowały nasze miłości, tam były wszystkie wszelakie nasze nagrody, które poszły z dymem. Karolinie policjant powiedział, że ogień nie doszedł na piętro. To chyba nie miał pełnych informacji albo lekarz wcześniej zabronił mu mówić o rzeczach, które mogłyby ją zdenerwować, bo ogień się tam dostał. Gdyby nie wpadli tam strażacy w odpowiednim momencie i nie wyciągnęli Karoliny odurzonej jakimś środkiem to nie wiem co bym zrobił. Na szczęście żadnej z nich się nie stało, ale...
- Chłopaki, chyba będziemy musieli odwołać trasę. Musimy się zająć tym wszystkim. - ubiegł mnie Kendall
- Na to wychodzi. Jednak szkoda mi naszych fanów...
- Powinni zrozumieć.
- Zrozumieją. - dodał od siebie Carlos

Logaś jest, czas na Kendzia ;D Pojawi się z czasem :P
Dedykowany Edzi <3

sobota, 2 lutego 2013

rozdział 82

Obudziły mnie jakieś szmery. Chciałam jeszcze spać, ale to mi przeszkadzało. Otworzyłam oczy, a obok mnie siedział Carlos, który rozmawiał z Kendallem. Że przepraszam, co oni tu robią?! Patrzyłam na nich i starałam się nieco rozbudzić, a to Kend pierwszy zobaczył, że już nie śpię.
- Księżniczka nie śpi.
- Idiota. - stwierdził Carlos i przytulił mnie
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem. To było okropne nie wiedzieć co się z wami dzieje. Policja nam wszystko powiedziała...
- Musimy o tym mówić? Gdzie reszta?
- Aaa, James u Karoliny, a Logan na randce.
- Co? Jakiej randce?
- Żebyś Ty go widziała w trasie. Codziennie rozmawia z An, An... Nie Anna, Kendall.
- Andrea, sklerotyku.
- No ma się swoje lata. Stary jestem. To ten, codziennie sobie rozmawiają i się nam chyba coś kroi. Andrea i Logan, jest ok. Ale Karolina i Carlos lepiej brzmi, prawda kochanie? Karolina i Carlos Pena. Właśnie! Ja jestem twoim narzeczonym! Musimy ustalić datę ślubu.
- Nie zapędzaj się skarbie. - nachyliłam się do niego i musnęłam w usta, a wtedy zaczął boleć mnie brzuch
- Carlos... - zaczęłam zwijać się z bólu, to było tak okropne, ale ten ból był nie ważny, nie chciałam, żeby coś stało się dziecku!
- Karola, ej. Co jest? - ścisnęłam dłoń Kendalla, bo nie byłam w stanie nic z siebie wydusić
Do sali wpadły pielęgniarki, jedna wyrzuciła Kendalla i nie chciała wpuścić Carlosa, a druga wstrzyknęła coś w moją rękę i przed oczami zobaczyłam ciemność...

Nie spałam już dłuższą chwilę, leżałam sobie tylko z zamkniętymi oczami, gdy drzwi się otworzyły i spojrzałam w tamtym kierunku. Przetarłam oczy, ale to naprawdę do środka wszedł James, który podszedł do mnie i wpił w moje usta.
- Przepraszam. Kochanie tak bardzo przepraszam.
- James, nie to ja przepraszam.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie mocniej. - przywarłam do niego i mocno, mocno przytuliłam
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem.
- James...
- Nie, kochanie. Nic nie mów. Wszystko jest w porządku. Domem się zajmiemy.
- Ale skąd wy się tu wzięliście?
- Następny koncert za 3 dni to wynajęliśmy helikopter i przylecieliśmy.
Chwilę porozmawialiśmy, ale chciałam iść zobaczyć się z resztą. Wyszliśmy z sali i poszliśmy piętro wyżej, ale dobrze, że James wiedział gdzie sala Karoliny, bo ja zapomniałam ją oto wczoraj zapytać. Kiedy tylko zbliżaliśmy się do sali wiedziałam, że coś się stało. Carlos chodził wzburzony, a Kendall starał się go uspokoić, ale ten zaczął się do niego rzucać. Spojrzeliśmy po sobie z Jamesem i podbiegliśmy w ich stronę. Przestraszyłam się dowiadując się, że coś się stało Karolinie.  Z sali wyszedł lekarz i to było jeszcze gorsze...

Słoneczka, krótko jest, ale mam jeszcze tydzień ferii to będzie częściej ;)

Sabgli Szykuj, szykuj ten tasak :D Ja się go nie boję :P (ale chyba zacznę... XD)

Na razie wątek Karolin, ale zaraz wróci pełną parą Logiś i Madzia z Kendem, spokojnie dziewczęta ;D

czwartek, 31 stycznia 2013

rozdział 81

Trafiłam do szpitala, pielęgniarki zajęły się mną, ale nie mogłam się dowiedzieć co z Karoliną. Nie chciały mnie wypuścić i prawdopodobnie zostanę na obserwacji, bo dziecko. Ale przecież tam trzeba się wszystkim zająć. Wszystko tam zostało spalone... Posadziły mnie na wózek i zawiozły do sali, wcześniej dając szpitalną piżamę. Kiedy tylko wyszły, ja także opuściłam pomieszczenie i szłam korytarzem szukając jakiegoś lekarza. Na moje nieszczęście nie znalazłam takowego, a zaraz zobaczyła mnie pielęgniarka i pogoniła do sali, dając mi mój telefon, który ciągle dzwonił. Miliony nieodebranych połączeń od chłopaków... Jak ja mam im o tym wszystkim powiedzieć? Tak naprawdę to ja sama nic o tym nie wiem. Ale chyba czas nadszedł, żebym się dowiedziała, bo pojawili się u mnie policjanci. Najprawdopodobniej to było podpalenie. Od razu miliony pytań nasunęły mi się do głowy. Czemu ktoś chciał to nam zrobić? W jakim celu i z jakiego powodu? W trakcie naszej rozmowy zaczął dzwonić mój telefon, ale nie zwróciłam teraz na niego uwagi.
- Czy mógłby chociaż pan powiedzieć co z moją przyjaciółką? Nie mogę się niczego dowiedzieć.
- Chodzi o tą dziewczynę, która była w środku? - przełknęłam głośno, miałam nadzieję, że jednak jej tam nie było
- Tak.
- Nie wiele wiem, ale chyba wszystko z nią w porządku. Ogień nie zdążył rozprzestrzenić się na górze, dochodząc do pokoju pani przyjaciółki.
- Czyli... Nic poważniejszego jej nie jest?
- Nie, spokojnie. - położył rękę na moim ramieniu i wyszedł z sali
Telefon zaczął dzwonić kolejny i w końcu odebrałam. Najpierw dostałam opieprz za siebie i Karolinę, jakby to moja wina była, że nie mogłam odebrać, ale w końcu podczas monologu Carlosa wtrąciłam, że jestem w szpitalu.
- Że co proszę?! Jakim szpitalu?! Co się stało?! KAROLINA!
- Spokojnie. Nic nie jest ani mi ani Karoli, choć jeszcze się z nią nie widziałam.
- Słucham?! To wy obie jesteście w szpitalu? Co tam się stało?!
- W naszym domu był pożar...
- Pożar?! - usłyszałam głos wszystkich
- Z tego co powiedział mi policjant to podobno było podpalanie.
- Ale Karolinie nic na pewno nie jest? - odezwał się James
- Tak powiedział policjant. Mi karzą siedzieć w sali.
- Zostawić was same, to zaraz coś się niedobrego dzieje...
- Jakby to była nasza wina!
- Ej, kochanie. Spokojnie. - usłyszałam Carlosa
Gdy zakończyłam rozmowę i tak wymknęłam się z sali w celu znalezienia Karoliny. Przecież gdzieś musiała tutaj być. Przeszłam cały ten oddział, a potem zeszłam piętro niżej i tam w telewizorze, który wisiał w korytarzu mówiono o naszym domu. Gdy spojrzałam na nasz dom... On mi go nie przypominał. Jak był w kolorze, to teraz był cały czarny. Powstrzymałam łzy i poszłam w głąb korytarza. W końcu w jednej z sal znalazłam Karolinę. Weszłam po cichu do środka, bo wydawało mi się, że spała. Jednak, gdy podeszłam do jej łóżka zauważyłam na jej policzkach łzy. Dotknęłam jej dłoni, a ta otworzyła oczy, po chwili przytulając się do mnie.
- Hej, co się stało?
- Ja chciałam uciec, ale ktoś przyłożył mi to do ust...
- Czyli jednak podpalenie. Ale kto mógł to zrobić?
- Widziałam ją, zanim straciłam przytomność. To była Majka.
- Słucham?!
- Tak mi się wydaje.
- Co za idiotka! Czego ona jeszcze od nas chce?!
- I nie jestem w ciąży. - spojrzałam na nią, a widać było, że tego pragnęła
- Tak mi przykro... - przytuliłam ją mocno, a ta zaczęła jeszcze bardziej płakać

Dobra, powiedziałam Wam :P Wszystko wyszło na jaw, ciąży nie ma, Majka spowodowała pożar i się zaczyna :P Zmieni się na gorsze, na lepsze? Hmm?
Mam ferie, wena jakoś jest, jest i rozdział :P

poniedziałek, 28 stycznia 2013

rozdział 80

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Byłem z dala od niej i nie wiedziałem co się z nią dzieje. Coś się tam wydarzyło, a nawet nie wiem co. Dlaczego mam taką pracę?! Nie mógłbym być jakimś zwykłym pracownikiem i pracować blisko domu?! A jeśli coś jej się stało? Do tego wszystkiego jeszcze jesteśmy pokłóceni... Bałem się, że jej uczucie do mnie się wypaliło, a odrodziło się do Łukasza. Poszedłem do pokoju jedno z przyjacieli.
- Możemy pogadać?
- Pewnie. Co jest James? - odpowiedział Logan
- O Karoli chciałbym pogadać...
- Nie wiem czy jestem odpowiednią osobą do tego...
- Logan, ja wiem, że pomiędzy nami nie zawsze było dobrze i też trochę poszło o nią, ale przepraszam Cię. Ty byłeś przy tym wszystkim na lotnisku... Wiesz czego się boję? Że przestała mnie kochać...
- James! O czym Ty mówisz?! Powiem Ci jak to było...
Gdy Logan opowiedział mi o wszystkim, pomyślałem, że jednak może nie. Że jednak mnie kocha. Czy mogłaby kłamać tyle czasu? Po tym ile przeszliśmy? Zastanawiałem się co mam zrobić. Chciałbym z nią porozmawiać na osobności, ale... Jak? Skoro dzieli nas tyle kilometrów?

Poszłam do apteki po test dla niej. Jeśli okaże się, że jest w ciąży... Będzie w takiej sytuacji jak i ja z Carlosem... Trochę czasu minęło zanim doszłam do apteki, a tam aptekarka cały czas uśmiechała się w moją stronę, a potem życzyła pozytywnego wyniku. Taa, tylko że ja już jestem w ciąży, ale dobra. Droga powrotna też mi trochę zajęła, a gdy skręcałam w naszą ulicę usłyszałam syreny. Gdzieś tu niedaleko musiał być pożar. Gdy dochodziłam do domu, zauważyłam, że straż pożarna zatrzymała się obok naszego domu. Że co?! Biegiem ruszyłam w stronę domu, ale zaraz jakiś policjant mnie zatrzymał.
- Ja tam mieszkam!
- Przykro mi. W tej chwili gaszony jest ogień.
- Ale tam jest moja przyjaciółka! Do tego w ciąży!
Od razu odwrócił się i powiedział komuś o tym, a ja w tym czasie skorzystałam z okazji i pobiegłam w stronę domu. Wbiegłam do środka i rozejrzałam się. W salonie jej nie było, więc zapewne musi być na górze! Chciałam coś krzyknąć do strażaków, ale przed oczami zobaczyłam ciemność...

- Carlos, możesz się do dzwonić do Karoliny? Bo ja do swojej nie.
- A to już pogodzeni? W końcu.
- No właśnie jeszcze nie. Chce do niej zadzwonić, ale nie mogę się dodzwonić.
- Czekaj chwilkę.
Próbował kilka razy, ale nic z tego. Zacząłem się martwić. To dziwne, że nie odbiera żadna z nich. Czy coś tam się wydarzyło?


Kiedyś myślałam w żartach o tym pożarze, ale jakoś tam się pożar wydarzył. Pomysły jakieś co do tego kto mógł to zrobić? ;)
I wiem, że krótki.... I'm sorry <3

sobota, 19 stycznia 2013

rozdział 79

Przez cały tydzień męczyłam się w pracy. Było mi tak cholernie niedobrze, a nic mi nie pomagało. Do tego James wyłączył telefon i nie miałam z nim żadnego kontaktu. Byłam na siebie wściekła, że nie powiedziałam mu o tym nieszczęsnym pocałunku z Łukaszem. Jednak, gdyby wiedziała przecież to także by to nie zmieniło... Tego dnia odwiózł mnie do domu Ethan, a nigdzie nie widziałam Karoliny. Nie było też jej w pokoju. Każdy się teraz ode mnie odwrócił. Każdy ma mi za złe ten pocałunek z Łukaszem, ale czy ja go chciałam? Ciekawe co zrobili by w mojej sytuacji? Położyłam się do łóżka z zamiarem zdrzemnięcia się, ale zadzwonił mój telefon. Zerwałam się z łózka i jak najszybciej podbiegłam do torebki, aby go znaleźć. Miałam nadzieję, że to On. Jednak nie, to była Magda.

Nie mogłam siedzieć tak bezczynnie w miejscu. Całe dnie w domu. To było okropne, ale teraz nie byłam w stanie znaleźć sobie pracy. Kto przyjmie kobietę w ciąży? Nikt nie zechciałby takiego pracownika. Mimo, że cały czas omijałam Karolinę było mi źle, że tak ją traktuje. To było widać, że żałuje tego wszystkiego co się działo na lotnisku, dzień przed odlotem chłopaków. Wróciłam do domu z zakupami i poszłam z nimi do kuchni. Miałam się wziąć za rozpakowanie, ale zadzwonił Carlos. Co oznaczało, że mam się jak najprędzej znaleźć przy komputerze.
- Już idę skarbie. - powiedziałam odbierając
- No ja myślę słonko. - rozłączyłam się i z tego względu, że przed wyjściem używałam komputera w salonie, podeszłam do stolika przy sofie
Kiedy tylko zaczęło się połączenie z nim, z góry zeszła Karolina. Nie podniosłam wzroku tylko starałam się skupić na tym co mówi Carlos. Powiedziała coś do mnie, ale poszła do kuchni. Carlos wypytywał co u mnie i naszego malucha, bo wczoraj byłam u ginekologa, a chłopcy wtedy grali. Usłyszałam, że Karolina coś do mnie mówi, jednak nadal nie zwracałam na nią uwagi.
- Odezwij się do niej. - powiedział w końcu Carlito
Spojrzałam w jej kierunku, spojrzałam na monitor komputera, spojrzałam na wejście od kuchni i jak najszybciej zamknęłam pokrywę laptopa i podbiegłam do Karoliny. Opadła bezsilnie na podłogę. Przestraszyłam się jak nie wiem. Do tego zaczął dzwonić mój telefon, ale olałam go. Teraz najważniejsza była ona. Mówiłam do niej, ale ona jakby tego nie słyszała. Mocno nią potrząsnęłam, a wtedy spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Co się stało?
- Zemdlałaś mi tutaj. Posiedź tu chwilkę. Dam Ci wody. - wstałam z podłogi i nalałam do szklanki wody, po czym wróciłam do niej i pomogłam jej się napić, bo nadal była jakby trochę nieobecna
- Co się dzieje?
- Karolina, przepraszam. Przepraszam za to co Ci powiedziałam. - zaczęła płakać i przytuliła się do mnie
- Jej, przecież się nie gniewam. Wariacie. - któryś raz z kolei dzwonił mój telefon
- Odbiorę. - zgarnęłam się po telefon i nacisnęłam zieloną słuchawkę
- Co jej się stało?! - krzyknął James
- Zemdlała.
- Zadzwoniłaś po pogotowie?
- Uspokój się.
- Jak mam być spokojny?! Jestem tyle kilometrów od niej, nie wiem co się dzieje, a do tego jestem z nią pokłócony!
- Ze mną nie zginie. Nie martw się. - rozłączyłam się i podeszłam do niej, bo widziałam, że stara się wstać jednak kręciło się jej w głowie, bo upadłaby gdybym nie przytrzymała jej
Pomogłam dojść jej do fotela i usiadła w nim. Zaczęłam się zamartwiać, bo nie wyglądała dobrze. Gdy chciałam zadzwonić po lekarza, odmówiła.
- Karola, co się dzieje?
- Wszystko schrzaniłam. James jest na mnie wściekły, a ja nie wiem co mam zrobić, żeby to jakoś odplątać.
- A czemu zemdlałaś? Czemu jesteś taka blada?
- Nie czuję się od jakiegoś czasu dobrze. Cały czas jest mi niedobrze.
- Może lepiej, żebyś poszła do lekarza?
- To niepotrzebne. Przejdzie mi w końcu.
- A jeśli....
- Jeśli co? - spojrzała na mnie


Minął tydzień, a ja dodaje. Sama jestem w szoku xD Taki krótki, ale małymi kroczkami zbliżamy się do pewnego przełomu. Czy dobrego? Tego dowiecie się wkrótce :)
Za nowy rozdział dziękujcie właścicielce bloga http://bigtimestory4ever.blogspot.com Gdyby nie Ona i pewna piosenka o której mi dziś powiedziała i już się uzależniłam i mnie nastroiła rozdziału by nie było :P Ale możecie wbijać na jej bloga :D Polecam ^^
A jeśli posłuchałyście tej piosenki to nie zczaiła Wam się z wątkiem Karolina-James-Łukasz? XD

sobota, 12 stycznia 2013

rozdział 78

Byłam na siebie wściekła. Nie, wściekła to za mało powiedziane! Jak mogłam to zrobić? Jednak po tym, gdy Łukasz powiedział, że wyjeżdża, abym mogła być szczęśliwa z Jamesem nie wiedziałam co robię. W głowie huczała mi jedynie myśl, że on tego nie przeżyję. Przecież to jest wojna, może mu się coś tam stać! Nawet nie stać, a może przecież zginąć! To jest najbardziej niebezpiecznie miejsce jakie może być! Boję się, że nastąpi takim moment, gdy dowiem się, że on nie żyje. A czego takiego bym nie przeżyła! Nie dość, że straciłam Julkę, Majkę i rodziców to kolejna osoba ma zniknąć z mojego życia? Wybaczcie, ale ja tak nie chce. Nie chce stracić kolejnej osoby w moim życiu. Kolejnej ważnej, a jestem na dobrej drodze. Przecież James mi tego nie wybaczy... Znowu robię jakąś głupotę. Do tego w pracy nic mi nie szło. Wszystko leciało mi z rąk i nie mogłam się na niczym skupić. Próbowałam... Próbowałam się do dzwonić do Jamesa, ale ten nie odbierał. Napisałam też kilka wiadomości w każdej przepraszając za to co zrobiłam... Jednak wiem, że go skrzywdziłam. I myśl o tym, że go stracę, że mi nie wybaczy... Karolina mnie osądza i wiem, że zachowuje się idiotycznie, ale taki mój los, że co chwila pakuje się w jakieś kłopoty. Jak ja bym chciała, żeby moje życie było idealne! Jednak wiem, że ono takie nigdy nie będzie...
Po powrocie Karolina nawet na mnie nie spojrzała. Szczerze? To się nie dziwię. Ale każdy mnie osądza, a nie wie co ja czuję. Jak oni by zachowali się w takiej sytuacji? Nikt w takiej nigdy nie był, ale każdy wie wszystko najlepiej! Przecież ja nie kocham Łukasza! On jest tylko moim przyjacielem, a to James jest tym najważniejszym!

Nie miałam zamiaru odezwać się do niej pierwsza. Niech zrozumie swój błąd. Przecież zawsze będę ją wspierać, ale nie będę zawsze jej ustępować. Jednak strasznie mi szkoda Jamesa, ale to Karolina wyszła na tym najgorzej. Ale jest sama sobie winna. Łukasz cały czas miesza jej w życiu, ale jednak rozumiem. Dużo ich łączyło i nawet po rozstaniu się przyjaźnią, ale szkoda, że przyjaźń jest tylko z jej strony, a Łukasz oczekuje czegoś więcej. Cała ich trójka jest w okropnej sytuacji. Z rozmyśleń wyrwał mnie telefon.
- Co tam wariacie?
- Skarbie wbijaj na skype'a.
Od razu włączyłam komputer i podłączyłam do niego ładowarkę. Szybko na ekranie pojawiła mi się moja ukochana buźka.
- No cześć, kochanie. - przesłał w moją stronę buziaka
- Jak się mają mo...... James! - usłyszałam, a na wyświetlaczu pojawił mi się on
- Karolina, weź Ty mi powiedz co tej mojej odbiło i co za mnie tak przeprasza?
- Ale... To Ty nie wiesz?
- Że niby czego?
- James... Nie. Ja nie chce Ci o tym mówić.
- A weź jej daj spokój! - walczył z Carlosem i nie pozwolił mu przekręcić laptopa
- O co chodzi? - wypytywał dalej
- Wpisz sobie czułe pożegnania Karoliny Maslow...
- Co? Jak to pożegnania?
- Nie! Nie będziesz mi tu właził na moim! Idź sobie do Kendalla! On też ma włączony komputer, a z nikim nie gada! - Carlito się wkurzył i wyrwał laptopa Jamesowi
- A więc jak moje skarby się mają? - spytał mój ukochany, a ja jednak patrzyłam na to co dzieje się z tyłu i co robi James
- Kochanie...?
- Teraz to czuję się okropnie, bo James się o wszystkim dowie... dział. - dokończyłam, gdy tamten wyszedł wściekły z pomieszczenia w którym znajdywali się wszyscy
- Miała mu powiedzieć do cholery! - wrzasnął Logan
- Wiedziałeś? - zdziwiłam się
- Mało to. Widziałem to na własne oczy. Ale obiecała, że powie mu przed wyjazdem...


Mieszania ciąg dalszy... James o wszystkim wie, jest wściekły. Podły humor u moich bohaterów jak i u mnie :( A ja ciągle przepraszam za nieobecność i nic się nie dzieje... Przepraszam!