Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Tak bardzo ciążyło mi to w sercu, że nie mogę mieć dziecka. Że zostałam skrzywdzona w taki sposób. Do tego Jessica najprawdopodobniej miała synka z Jamesem. Nie mogłam tego znieść. Nie mogłam dłużej już tego skrywać. Chodząc po mieście zastanawiałam się jak przeprowadzić rozmowę z moim mężem. Jak wyznać mu to wszystko. Jak przyznać się do tego wszystkiego? Bałam się, że mnie zostawi. Pragnął dziecka, a ja nie byłam w stanie mu tego dać. Jednak zrobiła to Jessica. Urodziła mu ślicznego synka. Na samą myśl w moich oczach pojawiły się łzy. Postanowiłam nie rozmawiać z Jamesem w domu. Nie chciałam, żeby ktokolwiek więcej na razie się o tym dowiedział. Wyciągnęłam z torebki telefon i dopiero teraz zauważyłam nieodebrane od niego połączenia. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, a po chwili usłyszałam jego zmartwiony głos.
- Spotkajmy się za 15 minut na Hollywood Boulevard, dobrze?
- Pewnie Skarbie. Zaraz tam będę.
Zawróciłam w stronę domu i jednak przeceniłam swoje możliwości, bo gdy doszłam na wskazaną przeze mnie ulice James już tam był.
- Skarbie, coś się stało?
- Musimy porozmawiać. Na osobności. Bez świadków. - powiedziałam, wsiadając do samochodu. Jakiś czas temu w końcu zakupiliśmy go, bo jednak bez auta to jak bez ręki. Nie mogliśmy też stale od kogoś pożyczać.
- Zaczynam się bać. - odparł na moje słowa, kiedy znalazł się za kierownicą i odpalił samochód
- Szczerze? Masz czego. - zdezorientowany spojrzał na mnie i przejechał na czerwonym świetle
- Jimie, patrz na drogę. - oparłam głowę o szybę, patrząc na to co dzieje się za nią, a James w tej chwili starł się spleść nasze dłonie, jednak zabrałam dłoń. Nie mogłam znieść myśli, że ma dziecko z Jessicą. Ze mną nie mógł, ale z nią tak.
Gdy wyjechaliśmy w nieco przestronniejsze miejsce i było o wiele mniejsze ruch nagle zatrzymał samochód. Myślałam, że wyjdziemy za miasto.
- Nie mogę już dłużej. Co się stało?
- Oprócz tego, że po poronieniu nie mogę mieć teraz dzieci i że masz dziecko z Jessicą to nic.
- Słucham? Możesz powtórzyć jeszcze raz, bo się chyba przesłyszałem?
- Nie mogę dać ci dziecka, ale masz je już z Jessicą. Dotarło?! - wkurzona wyszłam z samochodu i ruszyłam w stronę plaży
Nie poszedł za mną. Kiedy odwróciłam się zobaczyłam jak odjeżdża i zostawia mnie tu samą. Tego się bałam. Tego, że mnie zostawi, że przestane być dla niego ważna w chwili, gdy się o wszystkim dowie. Nie miałam po co żyć...
Nie mogłam się doczekać, aż mała Vivienne będzie w domu. Taka mała kopia Carlosa i Karoliny. Już ją widziałam. Taka maluśka, cudowna, piękna.
- Kaaaaarola... - zaczęłam, gdy siedziałyśmy dłuższy czas razem w salonie
- Co jest Madzia? - odwróciła głowę w moją stronę
- A kiedy Viv będzie w domu? - na jej usta od razu wkradł się uśmiech
- Za kilka dni, nie wiemy jeszcze dokładnie. Jest wcześniakiem i musi trochę pobyć w szpitalu.
- Chciałabym ją zobaczyć.
- To pojedź jutro z nami.
- Mogłabym? - zapytałam ucieszona, bo tak strasznie chciałam ją zobaczyć
Zadowolona, że odwiedzę małą Penę poszłam na górę. Musiałam zacząć szykować się na imprezę. Wychodziłam dziś z Savannah. Jako, że nadchodzą święta przez kilka dni nie będzie żadnej imprezy, więc trzeba wykorzystać te co są. Miałam niecałe dwie godziny dlatego jak najszybciej wyciągnęłam z szafy bieliznę i udałam się do łazienki na dość szybki prysznic. Wychodząc z niego, natarłam ciało balsamem brzoskwiniowej, a następnie założyłam bieliznę, aby móc zacząć suszyć włosy suszarką z dyfuzorem. Dzięki niej na mojej głowie pojawiło się mnóstwo loków, a po chwili zdałam sobie sprawę, że nie zabrałam ze sobą żadnego ubioru. Wcześniejsza odzież, którą miałam na sobie leżała już w koszu na brudne pranie, więc musiałam szybko przemknąć się do mojego pokoju. Rozejrzałam się po piętrze i nikogo nie było, więc szybko wyskoczyłam z łazienki, ale kiedy dotarłam do drzwi ze swojego pokoju wyszedł Logan.
- Magda! - zaśmiał się na mój widok
- Spadaj. - puściłam mu oczko i weszłam do pokoju
Przygotowałam sobie co założę do klubu, a potem usiadłam przy toaletce i zajęłam się moim makijażem. Musiałam dodać sobie lat, dlatego był on mocny, ale byłam już do takiego przyzwyczajona. Do tego buty na obcasie, ale takie abym nie zabiła się, ale mogła też swobodnie tańczyć. Kiedy byłam już gotowa, spakowałam najpotrzebniejsze mi rzeczy do torebki i wyszłam z pokoju. Na korytarzu spotkałam się z Loganem, a gdy mnie zobaczył to zagwizdał, za co dostał ode mnie po ramieniu.
- Madziula, nie ma opcji. Rzucam dla ciebie nawet Andreę. - wyszczerzył się w moją stronę i objął ramieniem
- A idź ty staruchu. - zaśmiałam się i zrzuciłam z siebie jego rękę, aby wyjść z domu gdzie czekała już na mnie Savannah
- Ale się odstroiłaś. Idziemy. - złapała mnie pod rękę i poszłyśmy w kierunku klubu...
Razem z Savannah bawiłam się świetnie. Znała jednego z pracowników tej dyskoteki przez co bez problemu mogłyśmy wejść do klubu i śmiało się tam bawić. Jako, że był barmanem mogłyśmy też napić się czegoś procentowego. Przetańczyłam już miliony kawałków i wydaje mi się, że to co wypiłam już ze mnie uszło. Podeszłam do baru i zamówiłam drinka od George'a. Po chwili stał już przede mną i powoli zaczęłam sączyć zawartość. Było fajnie, dobrze się bawiłam, ale nie czułam się w pełni szczęśliwa, ale nic nie byłam w stanie na to poradzić. Czegoś mi brakowało. Czegoś, a może kogoś... Nie, nie. Przechyliłam mocniej szklankę i opróżniłam ją całą, a potem strzeliłam kolejny uśmieszek do Georga.
- Rozpijam nieletnich no. - powiedział rozbawiony, robiąc kolejnego, a ja przyglądałam się jego poczynaniom, to co tam wyprawiał za ladą, było genialne.
Chwilę potem dosiadła się do mnie Sava i poprosiła Georga o coś dla siebie, a my spojrzeliśmy po sobie i zaśmialiśmy się, a ona spojrzała na nas dziwnie, ale nie pytała o co chodzi. Odwróciłam głowę w jej stronę i mój wzrok padł za nią. Gdy zobaczyłam pewną osobę, od razu zeskoczyłam z krzesełka i schowałam za Savannah.
- Co ty odpierdalasz? - spojrzała na mnie jak na idiotkę
- James tam siedzi przy ladzie. - odwróciła się za siebie i przyglądała mu się
- Oj... Tatusiek ci się nieźle narąbał.
- Słucham? - wyprostowałam się i przyjrzałam mu dokładniej, a Sava wyjęła telefon i zrobiła mu zdjęcie
- Pogrzało cię?! Przestań! - krzyknęłam na nią i kazałam usunąć to zdjęcie
- Dobra, wyluzuj. Chodź się bawić. - pociągnęła mnie za rękę i wróciłyśmy na parkiet, by na nowo wirować w rytm muzyki...
Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. James mnie tutaj zostawił, a ja nie miałam zamiaru wrócić do domu. Nie chciałam się z nim teraz skonfrontować. Było mi cholernie źle, bo nie pomyślał co ja mogę w takiej sytuacji czuć. Zostawił mnie na plaży, myśląc tylko o sobie. Z moich oczu wypłynęły już miliony łez, a z każdą chwilą czułam się jeszcze gorzej. Wzięłam swój telefon i przejrzałam kontakty. Przez przypadek mój palec zatrzymał się na numerze Ethana. Jeszcze kilka dni temu mówił, że mogę zawsze na niego liczyć, że zawsze mi pomoże, dlatego więc wybrałam jego numer. Zgłosił się bardzo szybko i od razu powiedział, że po mnie przyjedzie. Niestety nie mogłam przestać płakać i taką też mnie zobaczył, gdy po mnie przyszedł.
- Jeju. Caroline, co się stało? - wtuliłam się w jego jak bezbronne dziecko, dziecko... i znów rozpłakałam się jeszcze bardziej
- Hej, chodź tu do mnie. Wstajemy. - pociągnął mnie za sobą na górę i poprowadził do swojego samochodu, a tam dał mi chusteczki
- Jedziemy do mnie? - spojrzałam na niego i jedynie pokiwałam głową
Jechaliśmy dość długo, a ja starałam się opanować mój płacz. Było to strasznie trudne, bo to tak bardzo bolało... Poczułam się jakby James potraktował mnie jak ostatniego śmiecia. Nic nieznaczącego, na którego nie warto zwrócić nawet uwagi. Co on sobie w ogóle myślał tak zostawiając mnie na tej cholernej plaży?! Nagle stanęliśmy i rozejrzałam się po okolicy. Jeszcze nigdy nie byłam u niego. Zauważyłam nazwę ulicy i mocno się zdziwiłam.
- Ethan, a czy to na serio było blisko do mojego wcześniejszego domu? - spytałam podejrzliwie, a ten uśmiechnął się w moją stronę
- No ale... Co mi szkodziło? To niecałe dziesięć minut.
- Ethan!
- Oj nie gniewaj się. - podszedł do mnie i delikatnie połaskotał, przez co się zaśmiałam
- Jesteś niemożliwy. - uśmiechnęliśmy się do siebie, a zaraz skierowaliśmy się w stronę jego mieszkania...
Autorka siedzi w domu, autorka się dziś starzeje, autorka nudzi się XD Taki mały prezencik dla Was ;)
czwartek, 28 marca 2013
czwartek, 21 marca 2013
rozdział 89
Wczoraj przez cały wieczór Karolina próbowała jakoś ze mną porozmawiać, ale ja tego nie chciałam. Udało mi się tego uniknąć, ale kiedy wróciłam z pracy nie dała mi się już zbyć. Chodziła za mną ciągle i nic z tego.
- Czego ty chcesz? - odezwałam się zła
- Porozmawiać.
- O czym niby?
- James się o ciebie martwi. Mówi, że od kilku dni jesteś jakaś dziwna i pewnego dnia, gdy wróciłaś płakałaś.
- Mogę powiedzieć ci jedno. Zajmij się swoim życiem i swoim dzieckiem. - tak, byłam zazdrosna o to, że Karolina miała dziecko, że urodziła córeczkę, a mi to już nie było dane... Poczułam zbierające się w oczach łzy i chciałam szybko odejść, jednak ta pociągnęła mnie za rękę i zauważyła jak zaciskam usta, starając się nie rozpłakać.
- Karolcia, co jest? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
- Czy nie możesz uszanować, że nie chce o tym mówić? Zawsze musisz wszystko wiedzieć? - może i byłam wobec niej chamska, ale w tym momencie nie umiałam się inaczej zachować. Kiedy patrzyłam na nią to przed oczami miałam obrazy jej i Carlosa oraz tego jak się cieszą i oczekują na narodziny małej. Kiedyś mi się nie udało, a teraz już nie mogę... Popełniłam zbyt wiele błędów, a teraz jestem karana... Coś na pozór karmy, ale dlaczego w taki sposób? Kiedy tak bardzo pragnęłam mieć dziecko?
Mierzyłyśmy się wzrokiem, a to ona pierwsza odpuściła, a wtedy wyszłam z domu. Nie miałam zamiaru na kolejną taką aferę. Wiem, że powinnam o tym komuś powiedzieć... Ale nie potrafiłam. Nie umiałam tego zaakceptować i przyzwyczaić się do tej myśli...
Nie wiedziałam co się dzieje. Nikt w tym domu nie zachowywał się normalnie. Z Karoliną coś się stało. Nie chciała porozmawiać z Jamesem ani mną. Carlos też coś świrował i nie wiadomo o co chodziło. Czy... Nie... To nierealne. Prawda? Przecież pomiędzy nimi nic nie mogło się wydarzyć. Nie! Dwie najbliższe mi osoby nie zrobiły czegoś tak okropnego. Nie to nie możliwe. Że też w ogóle coś takiego wpadło mi do głowy. Nie ma takiej możliwości.
- Carlos?! - krzyknęłam i udałam się od razu do góry
- Coś się stało?
- Musimy porozmawiać. Teraz. Natychmiast!
- Ej, kochanie. Co się dzieje? - zaciągnęłam go z powrotem do pokoju małej, bo on cały czas tam coś dopracowywał
- Łączy cię coś z Karoliną? - wybuchł śmiechem, a potem na mnie spojrzał
- Ty pytasz poważnie?
- Jak najbardziej. Od kilku dni ty i Karolina zachowujecie się dziwnie.
- Nie mogę uwierzyć w to, że w ogóle o tym pomyślałaś. - pokręcił z dezaprobatą głową i chciał wyjść, omijając mnie
- To co mam myśleć, gdy żadne z was nie chce ze mną rozmawiać?!
Wtedy powiedział mi o co chodzi naprawdę. Nie sądziłam, że oto może chodzić i zrobiło mi się cholernie głupio, że mogłam ich o coś takiego posądzić. Obwiniał się, że to przez niego Vivienne urodziła się za wcześnie, że gdyby nie jego upór w błahej sprawie to byłoby wszystko w porządku. Taka sama było moja wina, że byłam zbyt ciekawska. W końcu porozmawialiśmy sobie spokojnie i wyjaśniliśmy wszystko. Przecież najważniejsze, że Vivienne nic nie było. Niczym więcej nie powinniśmy się przejmować.
- Czego ty chcesz? - odezwałam się zła
- Porozmawiać.
- O czym niby?
- James się o ciebie martwi. Mówi, że od kilku dni jesteś jakaś dziwna i pewnego dnia, gdy wróciłaś płakałaś.
- Mogę powiedzieć ci jedno. Zajmij się swoim życiem i swoim dzieckiem. - tak, byłam zazdrosna o to, że Karolina miała dziecko, że urodziła córeczkę, a mi to już nie było dane... Poczułam zbierające się w oczach łzy i chciałam szybko odejść, jednak ta pociągnęła mnie za rękę i zauważyła jak zaciskam usta, starając się nie rozpłakać.
- Karolcia, co jest? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
- Czy nie możesz uszanować, że nie chce o tym mówić? Zawsze musisz wszystko wiedzieć? - może i byłam wobec niej chamska, ale w tym momencie nie umiałam się inaczej zachować. Kiedy patrzyłam na nią to przed oczami miałam obrazy jej i Carlosa oraz tego jak się cieszą i oczekują na narodziny małej. Kiedyś mi się nie udało, a teraz już nie mogę... Popełniłam zbyt wiele błędów, a teraz jestem karana... Coś na pozór karmy, ale dlaczego w taki sposób? Kiedy tak bardzo pragnęłam mieć dziecko?
Mierzyłyśmy się wzrokiem, a to ona pierwsza odpuściła, a wtedy wyszłam z domu. Nie miałam zamiaru na kolejną taką aferę. Wiem, że powinnam o tym komuś powiedzieć... Ale nie potrafiłam. Nie umiałam tego zaakceptować i przyzwyczaić się do tej myśli...
Nie wiedziałam co się dzieje. Nikt w tym domu nie zachowywał się normalnie. Z Karoliną coś się stało. Nie chciała porozmawiać z Jamesem ani mną. Carlos też coś świrował i nie wiadomo o co chodziło. Czy... Nie... To nierealne. Prawda? Przecież pomiędzy nimi nic nie mogło się wydarzyć. Nie! Dwie najbliższe mi osoby nie zrobiły czegoś tak okropnego. Nie to nie możliwe. Że też w ogóle coś takiego wpadło mi do głowy. Nie ma takiej możliwości.
- Carlos?! - krzyknęłam i udałam się od razu do góry
- Coś się stało?
- Musimy porozmawiać. Teraz. Natychmiast!
- Ej, kochanie. Co się dzieje? - zaciągnęłam go z powrotem do pokoju małej, bo on cały czas tam coś dopracowywał
- Łączy cię coś z Karoliną? - wybuchł śmiechem, a potem na mnie spojrzał
- Ty pytasz poważnie?
- Jak najbardziej. Od kilku dni ty i Karolina zachowujecie się dziwnie.
- Nie mogę uwierzyć w to, że w ogóle o tym pomyślałaś. - pokręcił z dezaprobatą głową i chciał wyjść, omijając mnie
- To co mam myśleć, gdy żadne z was nie chce ze mną rozmawiać?!
Wtedy powiedział mi o co chodzi naprawdę. Nie sądziłam, że oto może chodzić i zrobiło mi się cholernie głupio, że mogłam ich o coś takiego posądzić. Obwiniał się, że to przez niego Vivienne urodziła się za wcześnie, że gdyby nie jego upór w błahej sprawie to byłoby wszystko w porządku. Taka sama było moja wina, że byłam zbyt ciekawska. W końcu porozmawialiśmy sobie spokojnie i wyjaśniliśmy wszystko. Przecież najważniejsze, że Vivienne nic nie było. Niczym więcej nie powinniśmy się przejmować.
piątek, 15 marca 2013
rozdział 88
Przez to wszystko co działo się ostatnio nie mogłam się na niczym skupić. Myśli pałętały się jedynie wokół jednego. Tego, że nie mogłam mieć dziecka, które tak bardzo pragnęliśmy z Jamesem. Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć, bo wiedziałam, że bardzo tego chce, że chce zostać tatą. Nie wiedziałam jak to powiedzieć komukolwiek! To było dla mnie coś strasznego, coś na domiar tragedii. Kiedy w przeszłości nie chciałam dziecka, zostało mi one ofiarowane, a gdy zaczęłam je kochać zostało mi odebrane, choć i tak wtedy byłam głupią małolatą. Dopiero teraz odczuwam to, że mogłam mieć dziecko. Małą kopię siebie, która byłaby dla mnie najważniejsza.
- Caroline, co jest? - usłyszałam, a kiedy podniosłam głowę Ethan palcem starł łzy, które wypłynęły z moich oczu
- Trudny okres i tyle.
- Coś z Jamesem?
- Po części.
- Chcesz pogadać?
- Nie Ethan. Przepraszam, ale na razie sama muszę sobie z tym poradzić.
- Ok, w porządku. Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. - dotknął mojej dłoni
- Wiem i dziękuje. - uśmiechnęłam się, a wtedy zza drzwi wyszedł nasz szef, który mnie do siebie poprosił.
Zaskoczona skierowałam się do jego biura i zastanawiałam się co takiego się stało, że chciał ze mną porozmawiać. Szybko się dowiedziałam, bo od razu przeszedł do sedna i że zauważył, iż od kilku dni przychodzę do pracy niewyspana i zmartwiona czymś. Chciał mi nawet dać wolne, ale nie ma takiej opcji. Nie mam ochoty spędzał całego dnia w domu. Nie potrafię jeszcze porozmawiać z Jamesem na temat dziecka... Którego nie możemy mieć...
Dość długo rozmawialiśmy w salonie całą piątkę, ale z czasem moje oczy zaczęły się zamykać, aż w końcu zasnęłam. Wtedy Carlos musiał przenieść mnie do pokoju, bo kiedy obudziłam się leżałam w naszym pokoju, wtulona w kołdrę. Wyszłam z łóżka i zastanawiałam się gdzie mogę znaleźć ukochanego, ale szybko go znalazłam, ponieważ usłyszałam jakieś hałasy w przyszłym pokoju naszej Vivienne. Zapukałam do drzwi, bo nie chciałam, żeby znów się na mnie zezłościć, że jestem za ciekawska. Gdybym ostatnio taka nie była Viv, nie urodziłaby się w trybie ekspresowym.
- O Kochanie. Już się obudziłaś? - wychylił się zza drzwi
- Tak, a mogę wejść?
- No dobra.
- Ale nie. Jak nie chcesz to nie wejdę. Poczekam.
- Oj chodź Kochanie. - ujął moją dłoń i zaprowadził do środka
Aż zaparło mi dech w piersi. Pokój był cudowny. Carlos ustawiał jeszcze mebelki w pokoju, ale i tak byłam nim zauroczona. Wyglądało to przepięknie. Od razu przytuliłam się mocno do Carlosa i pocałował go.
- Jest prześlicznie. Nie sądziłam, że w pokoju można się zakochać. - w końcu na jego ustach od kilku dni zauważyłam uśmiech
- Nareszcie. Powiesz mi czemu od kilku dni chodzisz smutny? Odkąd urodziła się nasza Vivienne?
- Przestań. Nie szukaj dziury w całym.
- Wiem, że coś się stało. Nie uda Ci się mnie okłamać, bo to widzę.
- Oj nic takiego.
- Carlos, proszę. Powiedz mi no.
- Nic się nie dzieje, ok? A teraz chciałbym dokończyć pokój.
- Świetnie. Najlepiej nie rozmawiać o problemie!
Wyszłam wkurzona z pokoju i zastanawiałam się o co mogło chodzić, bo na to, że powie mi po ludzku co się stało to nie miałam co liczyć.
Siedzę sobie chora, siedzę i mam już 5 do przodu :D Będą nowe dość szybko :D
Vivienne jest już w bohaterach chciałabym Wam oznajmić ;)
- Caroline, co jest? - usłyszałam, a kiedy podniosłam głowę Ethan palcem starł łzy, które wypłynęły z moich oczu
- Trudny okres i tyle.
- Coś z Jamesem?
- Po części.
- Chcesz pogadać?
- Nie Ethan. Przepraszam, ale na razie sama muszę sobie z tym poradzić.
- Ok, w porządku. Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. - dotknął mojej dłoni
- Wiem i dziękuje. - uśmiechnęłam się, a wtedy zza drzwi wyszedł nasz szef, który mnie do siebie poprosił.
Zaskoczona skierowałam się do jego biura i zastanawiałam się co takiego się stało, że chciał ze mną porozmawiać. Szybko się dowiedziałam, bo od razu przeszedł do sedna i że zauważył, iż od kilku dni przychodzę do pracy niewyspana i zmartwiona czymś. Chciał mi nawet dać wolne, ale nie ma takiej opcji. Nie mam ochoty spędzał całego dnia w domu. Nie potrafię jeszcze porozmawiać z Jamesem na temat dziecka... Którego nie możemy mieć...
Dość długo rozmawialiśmy w salonie całą piątkę, ale z czasem moje oczy zaczęły się zamykać, aż w końcu zasnęłam. Wtedy Carlos musiał przenieść mnie do pokoju, bo kiedy obudziłam się leżałam w naszym pokoju, wtulona w kołdrę. Wyszłam z łóżka i zastanawiałam się gdzie mogę znaleźć ukochanego, ale szybko go znalazłam, ponieważ usłyszałam jakieś hałasy w przyszłym pokoju naszej Vivienne. Zapukałam do drzwi, bo nie chciałam, żeby znów się na mnie zezłościć, że jestem za ciekawska. Gdybym ostatnio taka nie była Viv, nie urodziłaby się w trybie ekspresowym.
- O Kochanie. Już się obudziłaś? - wychylił się zza drzwi
- Tak, a mogę wejść?
- No dobra.
- Ale nie. Jak nie chcesz to nie wejdę. Poczekam.
- Oj chodź Kochanie. - ujął moją dłoń i zaprowadził do środka
Aż zaparło mi dech w piersi. Pokój był cudowny. Carlos ustawiał jeszcze mebelki w pokoju, ale i tak byłam nim zauroczona. Wyglądało to przepięknie. Od razu przytuliłam się mocno do Carlosa i pocałował go.
- Jest prześlicznie. Nie sądziłam, że w pokoju można się zakochać. - w końcu na jego ustach od kilku dni zauważyłam uśmiech
- Nareszcie. Powiesz mi czemu od kilku dni chodzisz smutny? Odkąd urodziła się nasza Vivienne?
- Przestań. Nie szukaj dziury w całym.
- Wiem, że coś się stało. Nie uda Ci się mnie okłamać, bo to widzę.
- Oj nic takiego.
- Carlos, proszę. Powiedz mi no.
- Nic się nie dzieje, ok? A teraz chciałbym dokończyć pokój.
- Świetnie. Najlepiej nie rozmawiać o problemie!
Wyszłam wkurzona z pokoju i zastanawiałam się o co mogło chodzić, bo na to, że powie mi po ludzku co się stało to nie miałam co liczyć.
Siedzę sobie chora, siedzę i mam już 5 do przodu :D Będą nowe dość szybko :D
Vivienne jest już w bohaterach chciałabym Wam oznajmić ;)
czwartek, 14 marca 2013
rozdział 87
Niestety, ale konieczne było, aby nasza córeczka została dłużej w szpitalu. Wszystko było w porządku, ale jednak dla bezpieczeństwa lekarze woleli mieć ją na obserwacji. Carlos był u nas codziennie, a teraz czekałam, aż przyjedzie, bo miałam dziś dostać wypis.
Kiedy odciągałam pokarm, który musiałam zostawić dla małej, wszedł mój ukochany.
- Cześć Kochanie. - podszedł i musnął mnie w czoło
- Hej. Już niedługo będziemy się mogli zbierać.
- W porządku. - zrobił to ze smutną miną. Ogólnie od kilku dni zachowywał się dziwnie.
- Carlos, coś się stało?
- Nie, nic. - powiedział, rozglądając się po sali - Może cię spakuje?
- Spokojnie, już to zrobiłam. Kochanie, na pewno wszystko ok?
- Tak, nie masz o co się martwić. - po raz kolejny musnął ustami moje czoło
Zaraz pojawił się w sali lekarz, aby dać mi wypis, a potem po drodze do samochodu, mieliśmy zajrzeć do naszej córeczki. Jednak kiedy znajdywaliśmy się na oddziale noworodkowym Carlos stwierdził, że nie będzie wchodził z moją torbą i zaniesie ją do samochodu, a wcześniej u niej był. W takim razie odwiedziłam ją sama, ale bardzo żałowałam, że nie mogę wziąć jej na ręce i przytulić. Przez jakiś czas musiała być jeszcze w inkubatorze, ale jej zdrowie już się polepszało i było z nią o wiele lepiej. Bałam się, że będą jakieś komplikujcie, bo urodziła się dwa tygodnie przez terminem, ale była prawie okazem zdrowia. Drobne sprawy, ale tak to nie musieliśmy się o nią bardziej martwić.
Po powrocie do domu każdy z chłopców mocno mnie przytulił na powitanie, ale jednak humory nie były najlepsze. James był jakiś nieswój, ani nigdzie nie było Karoliny. Co dziwne, nie mówię, że byłoby to konieczne, ale przez te kilka dni co byłam w szpitalu nie odwiedziła mnie. Nie wiedziałam co o tym myśleć, a do tego coś było teraz z Jamesem.
- Jamie, pomożesz mi przynieść te herbaty? - zawołałam z kuchni
- Hmm? A tak, ok. - wstał i przyszedł do mnie, od razu chcąc wziąć herbaty
- James, co się stało? - zatrzymałam go, łapiąc za ręke
- Nie, co ty. Wszystko w porządku.
- Coś z Karoliną? - widziałam, że trafiłam w sedno, było to po nim widać
- Co z nią?
- A żebym ja to wiedział... Przyszła do domu zapłakana, ale powiedziała, że na razie nie chce o tym rozmawiać. Spróbujesz, gdy wróci? Nawet nie wiem gdzie ona jest... Jest od kilku dni jakaś inna, a ja przez to nie mogę się na niczym skupić.
- Jamie, spokojnie. Pogadam z nią. Nie martw się na zapas. - przytuliłam go mocno, bo nie potrafiłam patrzeć na smutek przyjaciela
Wróciliśmy do reszty, a wtedy któryś z chłopaków spytał jak nazwiemy naszą pociechę. Myślałam o tym milion razy jak leżałam w szpitalu, ale nie mogłam się nadal zdecydować. Cały czas podobało mi się ich milion.
- Carlos, masz jakiś pomysł? - ale ten pokręcił jedynie głową
- A ja się nie potrafię zdecydować. Myślałam o tym praktycznie cały czas będąc w szpitalu.
- Może Amanda? - zaproponował Logan
- Szkoda, że z Andreą nie wyjechałeś. - odparł Kendall, a Logan wystawił mu język
- Michelle? - dodał Kend
- Vivienne? - odezwał się James
- Vivienne Pena? - podłapałam - Carlos, jak myślisz?
- Podoba mi się.
- Czyli witamy Vivienne! - krzyknęli chłopcy, a potem zaczęliśmy się wszyscy śmiać
Spodobało mi się to imię. Naprawdę, aż się dziwie, że nie brałam go pod uwagę. Pięknie komponowało się z nazwiskiem jak na razie jedynie Carlosa. Wtuliłam się mocniej w niego, a on splótł nasze dłonie. Mogę w taki sposób spędzić resztę mojego życia...
Ahh ♡ Mamy malutką Vivienne ♡ ♡ ♡
Wasza nienormalna pisarka siedzi w domu, ma antybiotyk i tak pisze i pisze i pisze... Nie chce pisać, że rozdziały częściej, bo jak zwykle zapeszę :P Na razie mam jeszcze 2,5 do przodu :D
A co tam. Znowu dedyk dla Mamusi Małej Vivienne. To przecież Ona wybierała imię ♡
Zapraszam do bohaterów ♡
Kiedy odciągałam pokarm, który musiałam zostawić dla małej, wszedł mój ukochany.
- Cześć Kochanie. - podszedł i musnął mnie w czoło
- Hej. Już niedługo będziemy się mogli zbierać.
- W porządku. - zrobił to ze smutną miną. Ogólnie od kilku dni zachowywał się dziwnie.
- Carlos, coś się stało?
- Nie, nic. - powiedział, rozglądając się po sali - Może cię spakuje?
- Spokojnie, już to zrobiłam. Kochanie, na pewno wszystko ok?
- Tak, nie masz o co się martwić. - po raz kolejny musnął ustami moje czoło
Zaraz pojawił się w sali lekarz, aby dać mi wypis, a potem po drodze do samochodu, mieliśmy zajrzeć do naszej córeczki. Jednak kiedy znajdywaliśmy się na oddziale noworodkowym Carlos stwierdził, że nie będzie wchodził z moją torbą i zaniesie ją do samochodu, a wcześniej u niej był. W takim razie odwiedziłam ją sama, ale bardzo żałowałam, że nie mogę wziąć jej na ręce i przytulić. Przez jakiś czas musiała być jeszcze w inkubatorze, ale jej zdrowie już się polepszało i było z nią o wiele lepiej. Bałam się, że będą jakieś komplikujcie, bo urodziła się dwa tygodnie przez terminem, ale była prawie okazem zdrowia. Drobne sprawy, ale tak to nie musieliśmy się o nią bardziej martwić.
Po powrocie do domu każdy z chłopców mocno mnie przytulił na powitanie, ale jednak humory nie były najlepsze. James był jakiś nieswój, ani nigdzie nie było Karoliny. Co dziwne, nie mówię, że byłoby to konieczne, ale przez te kilka dni co byłam w szpitalu nie odwiedziła mnie. Nie wiedziałam co o tym myśleć, a do tego coś było teraz z Jamesem.
- Jamie, pomożesz mi przynieść te herbaty? - zawołałam z kuchni
- Hmm? A tak, ok. - wstał i przyszedł do mnie, od razu chcąc wziąć herbaty
- James, co się stało? - zatrzymałam go, łapiąc za ręke
- Nie, co ty. Wszystko w porządku.
- Coś z Karoliną? - widziałam, że trafiłam w sedno, było to po nim widać
- Co z nią?
- A żebym ja to wiedział... Przyszła do domu zapłakana, ale powiedziała, że na razie nie chce o tym rozmawiać. Spróbujesz, gdy wróci? Nawet nie wiem gdzie ona jest... Jest od kilku dni jakaś inna, a ja przez to nie mogę się na niczym skupić.
- Jamie, spokojnie. Pogadam z nią. Nie martw się na zapas. - przytuliłam go mocno, bo nie potrafiłam patrzeć na smutek przyjaciela
Wróciliśmy do reszty, a wtedy któryś z chłopaków spytał jak nazwiemy naszą pociechę. Myślałam o tym milion razy jak leżałam w szpitalu, ale nie mogłam się nadal zdecydować. Cały czas podobało mi się ich milion.
- Carlos, masz jakiś pomysł? - ale ten pokręcił jedynie głową
- A ja się nie potrafię zdecydować. Myślałam o tym praktycznie cały czas będąc w szpitalu.
- Może Amanda? - zaproponował Logan
- Szkoda, że z Andreą nie wyjechałeś. - odparł Kendall, a Logan wystawił mu język
- Michelle? - dodał Kend
- Vivienne? - odezwał się James
- Vivienne Pena? - podłapałam - Carlos, jak myślisz?
- Podoba mi się.
- Czyli witamy Vivienne! - krzyknęli chłopcy, a potem zaczęliśmy się wszyscy śmiać
Spodobało mi się to imię. Naprawdę, aż się dziwie, że nie brałam go pod uwagę. Pięknie komponowało się z nazwiskiem jak na razie jedynie Carlosa. Wtuliłam się mocniej w niego, a on splótł nasze dłonie. Mogę w taki sposób spędzić resztę mojego życia...
Ahh ♡ Mamy malutką Vivienne ♡ ♡ ♡
Wasza nienormalna pisarka siedzi w domu, ma antybiotyk i tak pisze i pisze i pisze... Nie chce pisać, że rozdziały częściej, bo jak zwykle zapeszę :P Na razie mam jeszcze 2,5 do przodu :D
A co tam. Znowu dedyk dla Mamusi Małej Vivienne. To przecież Ona wybierała imię ♡
Zapraszam do bohaterów ♡
poniedziałek, 11 marca 2013
rozdział 86
Kilka miesięcy później...
Carlos zupełnie zwariował. Jeszcze miesiąc do urodzenia naszej córeczki, a ten już wariuje na punkcie jej pokoiku. Nie chciał nikogo do niego wpuścić, nawet mnie. Ale kobiecie w ciąży się nie odmawia, prawda? Trzeba było to wykorzystać jak nic go nie ruszało. Co chwila mu czegoś brakowało i chciał latać co chwila do sklepu. Jednak w końcu na spokojnie pomyślał i spisał co dokładnie mu brakuje. Wtedy wybrał się się do sklepu, zakupił wszystko i wrócił do domu. Zrobił sobie czapeczkę z gazety, a potem przebrał w odzież, której nie byłoby szkoda, bo co do czego, ale byłam pewna, że Carlos się ubrudzi. Otworzył pudełko z farbą i zaraz był brudny... Zaśmiałam się pod nosem, patrząc na jego poczynania. Ustawił drabinę i zaczął na nią wchodzić.
- Tylko mi się nie zabij. - powiedziałam z uśmiechem, a ten odwrócił się do mnie i przesłał buziaka w moją stronę
Wyszłam z pokoju małej i udałam się do kuchni. W czasie ciąży mogłabym cały czas jeść. Znalazłam jakiegoś batonika, a potem z naszej nowej biblioteczki w salonie wzięłam książkę imion. Nie mogłam się zdecydować na jedno i te najpiękniejsze imię. Każdego dnia zmieniało mi się one i żadne na dłużej nie pozostało w mojej głowie. Milion razy zaglądałam do tego zbioru imion, ale nic mi to nie dawało. Tym razem na nic się nie zdecydowałam, bo byłam strasznie ciekawa pokoju, który urządzi małej Carlos. Powoli weszłam na górę i zajrzałam do środka pokoiku. Jedna ściana była już pomalowana, a kolejną dopiero zaczynał. Jej... Kolor był cudowny. Wydaję mi się, że jest to brzoskwiniowy. A pod oknem zauważyłam jakąś... To chyba fototapeta. Od razu ruszyłam w tamtym kierunku i nachyliłam się, aby ją zobaczyć, kiedy Carlos się odwrócił i to zobaczył.
- Nie waż się ruszyć! I nic mi nie mów o ciąży! Chociaż jedna niespo... - oburzony schodził z drabiny, kiedy ominął jeden schodek i wylądował plecami na podłodze!
- Carlos! - od razu szybko wstałam i chciałam do niego jak najszybciej podejść, gdy poczułam mocny ból w dole brzucha
- Caa... Carll... - nie mogłam w ogóle złapać oddechu, bolało okropnie
- Cholera, Karolina! - szybko podniósł się z podłogi i złapał mnie w ostatniej chwili, bo inaczej upadłabym na ziemie
- Boli... - wyszeptałam, a ten wziął mnie na ręce i pognał do samochodu...
Wyszłam z gabinetu lekarza cała zapłakana. To czego się dowiedziałam było okropne... Byłam pewna, że wszystko w porządku, a jednak to ja jestem winna temu wszystkiemu. Staraliśmy się z Jamesem o dziecko, a przez kilka miesięcy nam się to nie udawało. Zaproponowałam Jamesowi, abyśmy zrobili badania. Nie przypuszczałam, że tak zareaguje na tą propozycję... Zaczął się wściekać, że niby jest gorszy od Łukasza, bo z nim udało mi się zajść w ciążę, a nam nie wychodzi. Nie odzywał się do mnie przez kilka dni, ale po dwóch tygodniach wręczył mi badania, które potwierdzały jego płodność i ja zrobiłam badania tak dla pewności. Jednak okazało się, że po poronieniu, które przeżyłam musiało się coś wydarzyć i nie mogłam zajść w ciążę, nie mogłam dać Jamesowi potomka, tego czego tak bardzo pragnął... Nie chciałam od razu wrócić do domu. Musiałam ochłonąć, musiałam się wypłakać. Ja... Ja zupełnie nie wiedziałam co robić. To było okropne. Przeszłam się do parku, żeby tam uspokoić myśli i starać poukładać sobie wszystko w głowie. Nie było mi to dane. Podeszła do mnie jakaś dziewczyna z dzieckiem i zapytała:
- Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku. - wysyczałam i spojrzałam wtedy na nią
- Jee... Jessica? - spytałam zszokowana
Zupełnie jej nie poznałam. Zmieniła się, zdecydowanie na lepsze. Wyglądała pięknie, wręcz olśniewająco i do tego miała dziecko... Spojrzałam na jej synka, a gdy ona to zauważyła, uśmiechnęła się i wzięła go na ręce.
- To mój synek. Dominic.
- Ile ma? - spytałam z ciekawości
- Dwadzieścia miesięcy. - uśmiechnęła się, a mi do głowy wpadła jedna myśl
Zerwałam się z ławki i pobiegłam do domu. Wpadłam do domu, a nikogo w nim na szczęście nie było i rzuciłam się do łóżka. Jedyne na co było nie teraz stać to płacz... Czułam się jak najgorszy śmieć, nic nie warta, nic nie znacząca...
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, a obudził mnie pocałunek Jamesa.
- Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić. Kochanie, płakałaś? - spytał
- Nie. - starałam się uśmiechnąć
- Rozmazany tusz do rzęs na twoich policzkach wskazuje na co innego.
- James, przepraszam. Ale na razie nie chce o tym rozmawiać, dobrze?
- Dobrze, ale mogę wiedzieć czy to coś poważnego?
- Porozmawiamy, gdy do tego przywyknę... - zeszłam z łóżka i udałam się do łazienki, żeby umyć się i nie przypominać potwora
Jeszcze tylko tydzień szkoły i święta... Już nie mogę się doczekać, aż w końcu będę mieć spokój choć na trochę. Przed szkołą spotkałam się z Savannah.
- Chce ci się iść do szkoły? - spytała
- Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnę. Orgazm normalnie. - zironizowałam i przekręciłam oczami
- To chodź. - pociągnęła mnie za rękę. Na początku bałam się , co jeśli Karolina się dowie?
- Oj nie boj się. Napiszę ci zwolnienie. - zaśmiała się
- Często to robisz? - spytałam, kiedy opuściłyśmy mury szkoły
- Zdarza się.
- Czyli te twoje częste wizyty u lekarza...
- Aj głuptasku. - zaśmiała się - Proponuję jakąś kawiarnię.
- Dobrze, chodźmy. - nie powiem, trochę się obawiałam tej ucieczki ze szkoły, ale nie chciałam wyjść na tchórza. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale jeśli Savannah to robi, czemu ja nie mogę?
Spory czas spędziłyśmy w kawiarni, a potem udałyśmy się do centrum handlowego. Zaczęłyśmy przebierać się w ciuchy, a w pewnym momencie mojej przyjaciółce strasznie spodobała się jedna bluzka. Zaczęła chować ją do swojej torby.
- Co ty robisz?!
- Ciii... - zakryła mi dłonią usta
- Chcesz to ukraść? - wyszeptałam
- Nie mów, że nigdy tego nie robiłaś - uśmiechnęła się łobuzersko
- Właśnie nie. Zapłacę za nią, nie rób tego.
- Zapłacisz? Skąd masz pieniądze? Ukradłaś swojemu Kendallkowi? - zmrużyłam oczy, dlaczego ona zawsze musi o nim wspominać?!
- Nie. Dostaję od rodziców. - wysyczałam wściekła
- Przecież twoja siostrzyczka się z nimi pokłóciła i cię zabrała. - spytała zdezorientowana
- Tak, ale oni nadal przesyłają nam pieniądze.
- Ooo. A twoja siostrzyczka o tym wie czy ma aż tyle pieniędzy, że kilka tysięcy w tą czy w tamtą i tego nie zauważa?
- Możesz jej nie obrażać?!
- Dobra, dobra. Chiil out. Bierz kasę i i zapłacisz za mnie, tak? - uśmiechnęła się miło, a że ja nie chciałam żeby ją ukradła, zrobiłam to...
Kiedy dotarliśmy do szpitala i Carlos opisał sytuację, a lekarz się ogarnął zabrali mnie na porodówkę. Przestraszyłam się jak nie wiem. Przecież do porodu jeszcze miesiąc! Jeśli coś jej się stanie to nigdy tego sobie nie wybaczę! Nie kontaktowałam do końca i ciężko mi było skupić się na tym co się dzieje wokół. Bałam się tylko o swoją córeczkę. To jeszcze było za wcześnie... Pojawił się przy mnie Carlos, który chwycił mnie za dłoń i mówił coś do mnie, ale nie docierało to do mnie. Poczułam mocny ból, a po chwili przestałam czuć jakąkolwiek część ciała. Po dłuższej chwili lekarz uniósł do góry malutką istotkę i zapytał o coś Carlosa tylko, że nagle zniknął mi z pola widzenia, a pielęgniarki uśmiechnęły się.
- Mąż nie wytrzymał. - usłyszałam, a wtedy pielęgniarki przecięły pępowinę, a po chwili w moich ramionach pojawiła się moja córeczka...
- Kochanie, o której kończysz? - usłyszałam w telefonie swojego ukochanego, kiedy odebrałam telefon
- Jeszcze godzina, a coś się stało? - spytałam zmartwiona
- Po prostu się za tobą stęskniłem. - przespałam do niego buziaka przez telefon
- Słodziaku mój. Po pracy od razu przyjadę. Albo... Wpadniesz po mnie, hmm? Nie chce mi się tłuc metrem.
- Ile razy mam ci mówić, że mogę ci pożyczyć samochód? Albo... KUPIĆ!
- Logan! Przestań, ok? Sama sobie uzbieram na ten cholerny samochód.
- Jesteś uparta.
- Ale mnie kochasz.
- Przecież to oczywiste. Będę za godzinę pod bankiem.
Nienawidziłam tej pracy, ale gdyby nie ona, musiałabym wrócić do rodzinnego miasta i powiedzieć rodzicom, że mieli rację co do mojego byłego chłopaka. Tak... Moi rodzice nadal nie wiedzieli, że rozstałam się z Brianem... Nienawidziłam przyznawać się do błędów, szczególnie rodzicom. Od zawsze nie lubili Briana, a okazało się, że gdy przeprowadziłam się z nim do innego miasta to zaczął mnie zdradzać i wysłał mi smsa, że z nami koniec, a swoje rzeczy mam zabrać do wieczora. Musiałam wtedy część swoich oszczędności wydać na hotel, a w LA nie są one wcale takie tanie... A tego dnia spotkałam Logana i nawet nie pomyślałam, że spotkałam miłość mojego życia. Znam go już pół roku i jestem pewna, że kocham tego wariata. Obawiałam się tego, że nasz związek nie przetrwa ciągłych wyjazdów chłopaków, ale nasza miłość rozkwitła, a oni na razie nie wyjeżdżali w dłuższe trasy, ponieważ Carlos nie chciał zostawić Karoliny, bał się o zdrowie jej i dziecka.
W końcu skończyłam pracę, a Logan czekał już na mnie przed wejściem. Przez cały czas uśmiechał się do mnie, a kiedy wyszłam, porwał mnie w ramiona, aby wpić w moje usta.
- Zostałaś ciocią. - uśmiechnął się szerzej, a i ja od razu to zrobiłam na tą wieść
- Karola urodziła? Ale... Coś się stało? Przecież miała urodzić w styczniu jakoś?
- Ahh... Carlos coś odwalił i się zaczęło. Ale z małą wszystko w porządku.
- To cudownie. Jedźmy do nich! - pobiegłam do samochodu, a zaraz już jechaliśmy w kierunku szpitala, aby odwiedzić panie Pena..
Tak, lubię być wredna i wszystko przyśpieszyłam :D
Nie zabijcie ♥ Pamiętajcie, że Was kocham ♥
Z dedykacją dla Mamusi małej ♥
Carlos zupełnie zwariował. Jeszcze miesiąc do urodzenia naszej córeczki, a ten już wariuje na punkcie jej pokoiku. Nie chciał nikogo do niego wpuścić, nawet mnie. Ale kobiecie w ciąży się nie odmawia, prawda? Trzeba było to wykorzystać jak nic go nie ruszało. Co chwila mu czegoś brakowało i chciał latać co chwila do sklepu. Jednak w końcu na spokojnie pomyślał i spisał co dokładnie mu brakuje. Wtedy wybrał się się do sklepu, zakupił wszystko i wrócił do domu. Zrobił sobie czapeczkę z gazety, a potem przebrał w odzież, której nie byłoby szkoda, bo co do czego, ale byłam pewna, że Carlos się ubrudzi. Otworzył pudełko z farbą i zaraz był brudny... Zaśmiałam się pod nosem, patrząc na jego poczynania. Ustawił drabinę i zaczął na nią wchodzić.
- Tylko mi się nie zabij. - powiedziałam z uśmiechem, a ten odwrócił się do mnie i przesłał buziaka w moją stronę
Wyszłam z pokoju małej i udałam się do kuchni. W czasie ciąży mogłabym cały czas jeść. Znalazłam jakiegoś batonika, a potem z naszej nowej biblioteczki w salonie wzięłam książkę imion. Nie mogłam się zdecydować na jedno i te najpiękniejsze imię. Każdego dnia zmieniało mi się one i żadne na dłużej nie pozostało w mojej głowie. Milion razy zaglądałam do tego zbioru imion, ale nic mi to nie dawało. Tym razem na nic się nie zdecydowałam, bo byłam strasznie ciekawa pokoju, który urządzi małej Carlos. Powoli weszłam na górę i zajrzałam do środka pokoiku. Jedna ściana była już pomalowana, a kolejną dopiero zaczynał. Jej... Kolor był cudowny. Wydaję mi się, że jest to brzoskwiniowy. A pod oknem zauważyłam jakąś... To chyba fototapeta. Od razu ruszyłam w tamtym kierunku i nachyliłam się, aby ją zobaczyć, kiedy Carlos się odwrócił i to zobaczył.
- Nie waż się ruszyć! I nic mi nie mów o ciąży! Chociaż jedna niespo... - oburzony schodził z drabiny, kiedy ominął jeden schodek i wylądował plecami na podłodze!
- Carlos! - od razu szybko wstałam i chciałam do niego jak najszybciej podejść, gdy poczułam mocny ból w dole brzucha
- Caa... Carll... - nie mogłam w ogóle złapać oddechu, bolało okropnie
- Cholera, Karolina! - szybko podniósł się z podłogi i złapał mnie w ostatniej chwili, bo inaczej upadłabym na ziemie
- Boli... - wyszeptałam, a ten wziął mnie na ręce i pognał do samochodu...
Wyszłam z gabinetu lekarza cała zapłakana. To czego się dowiedziałam było okropne... Byłam pewna, że wszystko w porządku, a jednak to ja jestem winna temu wszystkiemu. Staraliśmy się z Jamesem o dziecko, a przez kilka miesięcy nam się to nie udawało. Zaproponowałam Jamesowi, abyśmy zrobili badania. Nie przypuszczałam, że tak zareaguje na tą propozycję... Zaczął się wściekać, że niby jest gorszy od Łukasza, bo z nim udało mi się zajść w ciążę, a nam nie wychodzi. Nie odzywał się do mnie przez kilka dni, ale po dwóch tygodniach wręczył mi badania, które potwierdzały jego płodność i ja zrobiłam badania tak dla pewności. Jednak okazało się, że po poronieniu, które przeżyłam musiało się coś wydarzyć i nie mogłam zajść w ciążę, nie mogłam dać Jamesowi potomka, tego czego tak bardzo pragnął... Nie chciałam od razu wrócić do domu. Musiałam ochłonąć, musiałam się wypłakać. Ja... Ja zupełnie nie wiedziałam co robić. To było okropne. Przeszłam się do parku, żeby tam uspokoić myśli i starać poukładać sobie wszystko w głowie. Nie było mi to dane. Podeszła do mnie jakaś dziewczyna z dzieckiem i zapytała:
- Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku. - wysyczałam i spojrzałam wtedy na nią
- Jee... Jessica? - spytałam zszokowana
Zupełnie jej nie poznałam. Zmieniła się, zdecydowanie na lepsze. Wyglądała pięknie, wręcz olśniewająco i do tego miała dziecko... Spojrzałam na jej synka, a gdy ona to zauważyła, uśmiechnęła się i wzięła go na ręce.
- To mój synek. Dominic.
- Ile ma? - spytałam z ciekawości
- Dwadzieścia miesięcy. - uśmiechnęła się, a mi do głowy wpadła jedna myśl
Zerwałam się z ławki i pobiegłam do domu. Wpadłam do domu, a nikogo w nim na szczęście nie było i rzuciłam się do łóżka. Jedyne na co było nie teraz stać to płacz... Czułam się jak najgorszy śmieć, nic nie warta, nic nie znacząca...
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, a obudził mnie pocałunek Jamesa.
- Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić. Kochanie, płakałaś? - spytał
- Nie. - starałam się uśmiechnąć
- Rozmazany tusz do rzęs na twoich policzkach wskazuje na co innego.
- James, przepraszam. Ale na razie nie chce o tym rozmawiać, dobrze?
- Dobrze, ale mogę wiedzieć czy to coś poważnego?
- Porozmawiamy, gdy do tego przywyknę... - zeszłam z łóżka i udałam się do łazienki, żeby umyć się i nie przypominać potwora
Jeszcze tylko tydzień szkoły i święta... Już nie mogę się doczekać, aż w końcu będę mieć spokój choć na trochę. Przed szkołą spotkałam się z Savannah.
- Chce ci się iść do szkoły? - spytała
- Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnę. Orgazm normalnie. - zironizowałam i przekręciłam oczami
- To chodź. - pociągnęła mnie za rękę. Na początku bałam się , co jeśli Karolina się dowie?
- Oj nie boj się. Napiszę ci zwolnienie. - zaśmiała się
- Często to robisz? - spytałam, kiedy opuściłyśmy mury szkoły
- Zdarza się.
- Czyli te twoje częste wizyty u lekarza...
- Aj głuptasku. - zaśmiała się - Proponuję jakąś kawiarnię.
- Dobrze, chodźmy. - nie powiem, trochę się obawiałam tej ucieczki ze szkoły, ale nie chciałam wyjść na tchórza. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale jeśli Savannah to robi, czemu ja nie mogę?
Spory czas spędziłyśmy w kawiarni, a potem udałyśmy się do centrum handlowego. Zaczęłyśmy przebierać się w ciuchy, a w pewnym momencie mojej przyjaciółce strasznie spodobała się jedna bluzka. Zaczęła chować ją do swojej torby.
- Co ty robisz?!
- Ciii... - zakryła mi dłonią usta
- Chcesz to ukraść? - wyszeptałam
- Nie mów, że nigdy tego nie robiłaś - uśmiechnęła się łobuzersko
- Właśnie nie. Zapłacę za nią, nie rób tego.
- Zapłacisz? Skąd masz pieniądze? Ukradłaś swojemu Kendallkowi? - zmrużyłam oczy, dlaczego ona zawsze musi o nim wspominać?!
- Nie. Dostaję od rodziców. - wysyczałam wściekła
- Przecież twoja siostrzyczka się z nimi pokłóciła i cię zabrała. - spytała zdezorientowana
- Tak, ale oni nadal przesyłają nam pieniądze.
- Ooo. A twoja siostrzyczka o tym wie czy ma aż tyle pieniędzy, że kilka tysięcy w tą czy w tamtą i tego nie zauważa?
- Możesz jej nie obrażać?!
- Dobra, dobra. Chiil out. Bierz kasę i i zapłacisz za mnie, tak? - uśmiechnęła się miło, a że ja nie chciałam żeby ją ukradła, zrobiłam to...
Kiedy dotarliśmy do szpitala i Carlos opisał sytuację, a lekarz się ogarnął zabrali mnie na porodówkę. Przestraszyłam się jak nie wiem. Przecież do porodu jeszcze miesiąc! Jeśli coś jej się stanie to nigdy tego sobie nie wybaczę! Nie kontaktowałam do końca i ciężko mi było skupić się na tym co się dzieje wokół. Bałam się tylko o swoją córeczkę. To jeszcze było za wcześnie... Pojawił się przy mnie Carlos, który chwycił mnie za dłoń i mówił coś do mnie, ale nie docierało to do mnie. Poczułam mocny ból, a po chwili przestałam czuć jakąkolwiek część ciała. Po dłuższej chwili lekarz uniósł do góry malutką istotkę i zapytał o coś Carlosa tylko, że nagle zniknął mi z pola widzenia, a pielęgniarki uśmiechnęły się.
- Mąż nie wytrzymał. - usłyszałam, a wtedy pielęgniarki przecięły pępowinę, a po chwili w moich ramionach pojawiła się moja córeczka...
- Kochanie, o której kończysz? - usłyszałam w telefonie swojego ukochanego, kiedy odebrałam telefon
- Jeszcze godzina, a coś się stało? - spytałam zmartwiona
- Po prostu się za tobą stęskniłem. - przespałam do niego buziaka przez telefon
- Słodziaku mój. Po pracy od razu przyjadę. Albo... Wpadniesz po mnie, hmm? Nie chce mi się tłuc metrem.
- Ile razy mam ci mówić, że mogę ci pożyczyć samochód? Albo... KUPIĆ!
- Logan! Przestań, ok? Sama sobie uzbieram na ten cholerny samochód.
- Jesteś uparta.
- Ale mnie kochasz.
- Przecież to oczywiste. Będę za godzinę pod bankiem.
Nienawidziłam tej pracy, ale gdyby nie ona, musiałabym wrócić do rodzinnego miasta i powiedzieć rodzicom, że mieli rację co do mojego byłego chłopaka. Tak... Moi rodzice nadal nie wiedzieli, że rozstałam się z Brianem... Nienawidziłam przyznawać się do błędów, szczególnie rodzicom. Od zawsze nie lubili Briana, a okazało się, że gdy przeprowadziłam się z nim do innego miasta to zaczął mnie zdradzać i wysłał mi smsa, że z nami koniec, a swoje rzeczy mam zabrać do wieczora. Musiałam wtedy część swoich oszczędności wydać na hotel, a w LA nie są one wcale takie tanie... A tego dnia spotkałam Logana i nawet nie pomyślałam, że spotkałam miłość mojego życia. Znam go już pół roku i jestem pewna, że kocham tego wariata. Obawiałam się tego, że nasz związek nie przetrwa ciągłych wyjazdów chłopaków, ale nasza miłość rozkwitła, a oni na razie nie wyjeżdżali w dłuższe trasy, ponieważ Carlos nie chciał zostawić Karoliny, bał się o zdrowie jej i dziecka.
W końcu skończyłam pracę, a Logan czekał już na mnie przed wejściem. Przez cały czas uśmiechał się do mnie, a kiedy wyszłam, porwał mnie w ramiona, aby wpić w moje usta.
- Zostałaś ciocią. - uśmiechnął się szerzej, a i ja od razu to zrobiłam na tą wieść
- Karola urodziła? Ale... Coś się stało? Przecież miała urodzić w styczniu jakoś?
- Ahh... Carlos coś odwalił i się zaczęło. Ale z małą wszystko w porządku.
- To cudownie. Jedźmy do nich! - pobiegłam do samochodu, a zaraz już jechaliśmy w kierunku szpitala, aby odwiedzić panie Pena..
Tak, lubię być wredna i wszystko przyśpieszyłam :D
Nie zabijcie ♥ Pamiętajcie, że Was kocham ♥
Z dedykacją dla Mamusi małej ♥
sobota, 2 marca 2013
rozdział 85
Minęło kilka dni, a nam udało się kupić dom. Trzeba było coś wymyślić. Udało nam się trafić piękny dom z 8 pokojami, z balkonem i pięknym, dużym ogrodem. Żyć nie umierać. Pierwsze co zrobiliśmy to założyliśmy alarm przeciwpożarowy. Chodziliśmy i jedyne co my kupiliśmy to łóżka. James i Carlos nie chcieli malować swoich i dziewczyn pokoi. Za to ja z Loganem mogłem się w to pobawić. Magda i tak nie będzie mieszkać ze mną w pokoju, a Logan. Nie wiem jak to pomiędzy nim, a tą Andreą. Wraca czasami na noc, a znika na całe dnie. Wszystkim się układa, ale nie mi.. Magda cały dzień nie odbierała ode mnie telefonu. Nie wiedziałem co robić. Kiedy odbierała już ode mnie to nasza rozmowa nie kleiła się i nie mogliśmy się zbytnio dogadać. Przecież wiem, że coś się stało. Tylko jak mam do tego dojść skoro ona jest na tych całych wakacjach z tą Savannah. Swoją drogą nawet jej nie znam. Nie znam jej znajomych prawie w ogóle. Czy ona się mnie wstydziła? Tego, że jestem starszy? Czy czegoś innego? Nie mogę się doczekać, gdy tu wróci i będę mógł sobie z nią normalnie porozmawiać. Tak to nie odbierze sobie telefonu i nic nie jestem w stanie zrobić. To zaczyna być już mocno wkurzające. Co to za rozwiązanie nie odbierać telefonu... Każdy by tak mógł. Jeśli coś jest nie tak, przecież mi może tak po prostu o tym powiedzieć. Przez to, że cały dzień dziś ode mnie nie odbierała nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Chodziłem w tą i we wtem i na niczym nie mogłem się porządnie skupić. Brakowało mi Magdy, a to że nie mogłem nawet z nią pogadać przez ten głupi telefon, a to nie wpływało na mnie dobrze.
- Kendall, co z tobą? - usłyszałem
- Nic takiego. - odpowiedziałem Carlosowi, robiąc sobie kawę
- Coś się stało?
- Nie chce mi się o tym gadać. - odparłem i wyszedłem z kubkiem w kierunku swojego pokoju
Cały czas się dręczyłem i próbowałem rozkminić co takiego mogło się stać. Zastanawiałem się czy nie zrobiłem czegoś co by ją uraziło, ale doszedłem do wniosku, że nie. Przynajmniej moim zdaniem. Usłyszałem, że na dole zrobiło się zamieszanie i byłem ciekaw czemu. Wyszedłem z pokoju, a wyglądając tylko za drzwi usłyszałem, że Carlos wita się z Magdą. Tylko, że co ona tu robi? Nasze spojrzenia się spotkały. Nic nie zrobiła tylko dalej zaczęła rozmawiać z chłopakami. Trzasnąłem drzwiami i usiadłem na łóżku. Nie wiedziałem co się dzieje. Po chwili było słychać, że chłopaki wyszli i odjeżdżają samochodem, a Magda wciąga walizkę na górę. Przez kolejne kilka minut nie zajrzała do mnie. W końcu nie wytrzymałem i chciałem do niej pójść, a ona w tym momencie wyszła od siebie.
- Magda, czy mogę wiedzieć do cholery o co ci chodzi?
- Przepraszam Kendall, ale między nami koniec. - zadała cios w serce i tak po prostu wyszła z domu...
Nie zabijajcie! Chociaż na razie!
Powiem Wam coś... Następny rozdział będzie MEEEEEGA długi i chyba się w nim zakochałam ♥♥♥ Ale i tak za niego mnie zabijecie XD
- Kendall, co z tobą? - usłyszałem
- Nic takiego. - odpowiedziałem Carlosowi, robiąc sobie kawę
- Coś się stało?
- Nie chce mi się o tym gadać. - odparłem i wyszedłem z kubkiem w kierunku swojego pokoju
Cały czas się dręczyłem i próbowałem rozkminić co takiego mogło się stać. Zastanawiałem się czy nie zrobiłem czegoś co by ją uraziło, ale doszedłem do wniosku, że nie. Przynajmniej moim zdaniem. Usłyszałem, że na dole zrobiło się zamieszanie i byłem ciekaw czemu. Wyszedłem z pokoju, a wyglądając tylko za drzwi usłyszałem, że Carlos wita się z Magdą. Tylko, że co ona tu robi? Nasze spojrzenia się spotkały. Nic nie zrobiła tylko dalej zaczęła rozmawiać z chłopakami. Trzasnąłem drzwiami i usiadłem na łóżku. Nie wiedziałem co się dzieje. Po chwili było słychać, że chłopaki wyszli i odjeżdżają samochodem, a Magda wciąga walizkę na górę. Przez kolejne kilka minut nie zajrzała do mnie. W końcu nie wytrzymałem i chciałem do niej pójść, a ona w tym momencie wyszła od siebie.
- Magda, czy mogę wiedzieć do cholery o co ci chodzi?
- Przepraszam Kendall, ale między nami koniec. - zadała cios w serce i tak po prostu wyszła z domu...
Nie zabijajcie! Chociaż na razie!
Powiem Wam coś... Następny rozdział będzie MEEEEEGA długi i chyba się w nim zakochałam ♥♥♥ Ale i tak za niego mnie zabijecie XD
Subskrybuj:
Posty (Atom)